czwartek, 13 lutego 2020

Jestem tutaj 2 tygodnie..

Wszystko to czego się nasłuchałam i naczytałam mało ma wspólnego z rzeczywistością. Temperatura jak dla mnie idealna: w dzień do 30 stopni Celsjusza, a noce chłodne. Wilgotność powietrza podobna jak w Polsce. Ubrania nie przykleją się do mnie, a tego obawiałam się najbardziej. W zasadzie powinnam już mieć objawy Koronawirusa, ale chyba go nie złapałam. Żadnych problemów żołądkowych, a przez 10 dni jadłam " na mieście" Od dwóch dni gotuję w domu. Jest tutaj bardzo dobry chleb, a podobno miało go nie być, są ziemniaki, których też miało nie być... Ziemniaki są pod różnymi postaciami: pieczone że skórką, frytki, gotowane w całości oraz pyszne plasterkiwane, które nie wiem jak są przyrządzane. Do wszystkich dań podaje się limonkę oraz świeżą miętę - rewelacja! Będę tak gotować jak wrócę... Codziennie piję kokosowy sok prosto ze skorupy owoca, w zasadzie to woda, jeśli owoc jest z lodówki, smakuje wspaniale. Woda butelkowaną jest niesmaczna, dopiero po przegotowaniu jest nieco lepsza.
Uwielbiam ten czas przed lunchem.. jesteśmy po śniadaniu, ja pływałam w basenie, który dzielę teraz z sympatycznym Amerykaninem Billem, Garry maluje, ja piszę, słuchamy muzyki... Oboje kochamy ciszę i spokój, szanujemy swoje strefy komfortu...
Potrafię się cieszyć małymi rzeczami, ta zasada pozwalała mi przetrwać, a teraz zbieram owoce...dobry czas...
Dzisiaj jest 14 luty.. Walentynki mam nieustannie od 2 tygodni....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz