wtorek, 31 marca 2020
Dwa miesiące w Azji
Dwa miesiące temu przyleciałam do Da Nang. Romantyczne spotkanie na lotnisku, po czterech miesiącach rozłąki znów mój świat zamknął się w Jego ramionach. Przyleciałam z bezpiecznej Europy, z bagażem niepokoju, bo przecież jestem w samym epicentrum zagrożenia. Po dwóch miesiącach nie mam do czego wracać... Europa jest zagrożeniem dla reszty świata. Polski rząd próbuje coś robić ale np. nie ma obowiązku noszenia masek, co tutaj jest nie do pomyślenia. Nie odważyłbym się poruszać po hotelu bez maski, albo wyjść na ulicę, czy do sklepu. Bez problemu dostosowałam się do obowiązujących zasad i nie czuję tego jako zamach na moje prawa. Przed wejściem do sklepu mierzą temperaturę, dziwne, ale daje to jakieś poczucie bezpieczeństwa. Nie ma ograniczeń ilości osób w sklepie czy na ulicy, nosimy maski, nie witamy się, myjemy ciągle ręce. Menadżer hotelu pozwolił nam wieczorem korzystać z basenu, więc po kolacji pływamy. Jestem w kraju, którego wogóle nie mieliśmy w planach. Czujemy się tu bardzo dobrze. Powrót do Polski oddała się coraz bardziej . Takiego scenariusza nie przewidywaliśmy. Nie odczuwam żadnego stresu, ale mam przy sobie człowieka, który dba o nasz komfort życia, zapewnia dach nad głową...dziwne to wszystko... Nie mamy żadnych planów, żyjemy dniem dzisiejszym, co będzie jutro? Tego nie wie nikt
sobota, 28 marca 2020
37,5°C
37,5 °C.
Nie jest to temperatura powietrza w Tajlandii, ale górna granica dozwolonej temperatury ciała. Od 26 marca w Tajlandii obowiązuje stan wyjątkowy. Od 28 marca rozpoczęto akcję pomiaru temperatury u kierowców. Ustawiono około 400 punktów kontrolnych na ulicach Tajlandii. Wczoraj karetki jeździły cały dzień, ponieważ nie ma mowy o jakiejś domowej kwarantannie, osoba z temperaturą powyżej 37,5 jest odwożona do szpitala. Dla nas zaskakujące okazało się rasistowskie oświadczenie ministra zdrowia, który publicznie oskarżył ludzi białej rasy o rozprzestrzenianie epidemii. Stwierdził, że uciekamy z Europy przed zimnem, jesteśmy brudasami, nie nosimy masek i to my odpowiadamy za zaistniałą sytuację. Jeżeli biały człowiek nie ma maski powinien być deportowany... Nie jest to oficjalne stanowisko rządu, ale daje do myślenia. Tak więc, wzajemne oskarżanie, to miecz obosieczny, a zawsze znajdą się politycy , którzy na obecnej sytuacji chcą ugrać jak najwięcej dla siebie. Podobnie jak teraz w Polsce. Kolor skóry nie ma znaczenia.
środa, 25 marca 2020
Bangkok
Jesteśmy już tydzień w Bangkoku, a szczerze mówiąc, nie widziałam miasta. To nie jest dobry czas na zwiedzanie. Poza tym jest tutaj bardzo gorąco i jedynie wieczorem można posiedzieć na zewnątrz. Trzymamy się tego miejsca, bo jest tutaj ogromne międzynarodowe lotnisko, a granice nie będą zamknięte wiecznie. Teraz już niczego nie planujemy, bo sytuacja jest płynna, to co jest prawdą na dzisiaj jutro już może być nie aktualne. Hotel jest dobrze usytuowany jest blisko do Centrum Handlowego, są w pobliżu restauracje i w hotelu jest restauracja również. Jedzenie tajskie miało być podobno najlepsze na świecie... dajcie spokój, jest po prostu nie dobre. Matko jak ja tęsknię za gołąbkiem, kotletem, zrazem, ach nawet za zwykłym klopsem... Nie zanosi się na to, że zjem te frykasy w najbliższym czasie. No nic, pozostaje jeść podziabane mięso z ryżem. Nie zdążyłam kupić żadnej pamiątki na Sumatrze, a tu zanosi się, że będzie podobnie, bo sklepy są pozamykane. Każdy nowy dzień przynosi nowe wiadomości, np.książe Karol ma koronawirusa...
piątek, 20 marca 2020
Miłość w czasie apokalipsy..2
Jesteśmy w Tajlandii!!! Nie było żadnych problemów, tylko mierzenie temperatury. Po odprawie i otrzymaniu wizy na miesiąc, przez chwilę nie mogłam uwierzyć, że to prawda... Teraz trzeba złapać oddech, naładować baterie, żadnego stresu, żadnego myślenia co dalej...Co ma być, to będzie... Na razie czujemy się zwycięzcami, wygraliśmy bitwę, a nie wojnę, ale morale się poprawiło:)
Miłość w czasie apokalipsy. Wszystko było zaplanowane, proste i przejrzyste. Wprawdzie w Chinach wybuchła epidemia, ale ... zawsze jest jakieś ale,tak się cieszyłam na tą podróż, być może ostatnią w życiu... Mieliśmy spotkać się w Wietnamie pierwszego lutego. Azja okazała się łaskawa dla mnie. Wietnam miał niewielki stan zachorowalności i wydawał się bezpieczny. Nie było paniki, życie toczyło się normalnym rytmem. Sześć tygodni spokoju, oswajania się z nowym dla mnie rytmem życia. Codzienna bliskość, wsłuchiwanie się w potrzeby drugiego człowieka, trudna sztuka łagodnego współżycia, bez narzucania egoistycznych warunków własnych zasad. Opuszczaliśmy Wietnam z różnymi nastrojami, Garry pełen optymizmu, ja jak zwykle pełna obaw...Pobyt na Sumatrze miał być prawdziwym życiem w raju. Tak też było... przez pierwsze trzy, może cztery dni... Potem wieści dochodzące z Europy wprawiały w osłupienie. Okazało się, że to właśnie Europa stanowi zagrożenie dla reszty świata. Zamykają się granice, ja mogę wrócić do Polski, ale Garry nie może przylecieć, szukamy rozwiązania... Garry szuka, śledzi doniesienia, gdzie jeszcze są otwarte lotniska dla cudzoziemców. Wybór pada na Australię. Aplikujemy o wizę dla mnie. Mamy już plan lotu. Jedziemy do Medan, na międzynarodowe lotnisko. W drodze dochodzi do nas wiadomość, że Australia zamyka się dla cudzoziemców. Szok. Los postanowił nas rozdzielić Jesteśmy w drodze do Tajlandii...Co będzie? Czy znajdziemy tu azyl? Uczucie kontra apokalipsa.. kto zwycięży?
piątek, 13 marca 2020
Wyspa Samosir
Po całodniowej podróży samolotem, samochodem i statkiem przybyliśmy na wyspę Samosir, położoną na środku jeziora Toba. Widok odebrał mi mowę. Ogromne jezioro z ciepłą i czystą wodą, otoczone że wszystkich stron górami, porośniętymi obfitą roślinnością. Na wprost naszego tarasu, okryty lekką mgłą majaczy majestatyczny wulkan, który teraz grzecznie śpi. To on jest odpowiedzialny za największą katastrofę klimatyczną w historii naszej planety. Niech więc lepiej śpi... W zachodzącym słońcu zachłannie pożeram wzrokiem wszystko dookoła, jakbym jutro miała tego nie zobaczyć... Zapada zmrok. Jest tutaj wyjątkowo spokojnie, co po tętniącym życiem Hoi An jest miłą odmianą. Przed nami trzy tygodnie pobytu w raju.. Wspaniale jedzenie, pyszny chleb i wreszcie ziemniaki, co po sześciu tygodniach jedzenia ryżu i makaronu nastraja mnie optymistycznie:) Małym statkiem płyniemy do uroczego miasta Parapat, pełnego owoców i wielokulturowych restauracji. Jezioro dzielę z dużym waranem, którego początkowo wzięłam za psa. Trochę mnie to zszokowało, ale cóż... jestem na Sumatrze:) Do wszystkiego można się przyzwyczaić:) . Tutaj 17. chłopcy uważają się za mężczyzn, ale też ciężko pracują. Wzbudzili mój podziw i szacunek. Dzisiaj z jednym z nich jechałam motorem. Nie powiem, trochę się śmiał że mnie, ale nawet starałam się nie okazywać strachu, tylko zapewne mi nie wyszło:). Teren jest górzysty więc można sobie wyobrazić, co przeżywałam na zakrętach bez kasku:).
Przed nami interesującą wycieczka po wyspie, na której są piękne wodospady.
Jeżeli jest raj na ziemi, to chyba właśnie tutaj...
wtorek, 10 marca 2020
W drodze..
W zachodzącym słońcu, na tle błękitnego nieba opuszczamy Wietnam. Uwielbiam ten moment nasilającego się ryku silników, moment oderwania się od ziemi. Potem tylko najpiękniejszy widok: bezkres nieba do złudzenia przypominajacy ocean z kompozycją chmur żartobliwie udających wyspy, lądy i góry... Rozszczepiajace się światło przykrywa to wszystko szerokim pasem tęczy. W blasku zachodzącego słońca lecimy do Kuala Lumpur. Przede mną widok za milion dolarów. Niebawem zapadnie zmrok i wszystko to zniknie, ale jak powiedziała Scarlett O' Harra : " Jutro znów wzejdzie słońce".
niedziela, 8 marca 2020
Do widzenia Wietnam
No i nadszedł ten czas, czas pakowania walizki. Wydaje mi się, że dopiero przyjechałam... pełna obaw z domieszką stresu i lęku przed koronawirusem. Po sześciu tygodniach, jestem zauroczona i trudno mi jest opuszczać miejsce spełnionych marzeń. Da Nang, bardzo modernistyczne było tylko preludium przed głównym aktem, którym okazało się Hoi An. Polecam szczerze tą czarująca miejscowość, która zachowała swój niepowtarzalny charakter dzięki Polakowi- Ryszardowi Kwiatkowskiemu. Zachwycające architektonicznie, jest dokładnie takie, jak wyobrażałam sobie wietnamskie miasto. Podróż z Polski jest trochę wyczerpująca, ale pobyt tutaj wynagrodził wszelkie trudy Oczywiście, znalazłam się w takiej sytuacji, że spędziłam tutaj sporo czasu, a to dało mi komfort przystosowania i poznania tego miejsca. Obca kultura, obca kuchnia, a mimo to nie czułam się tutaj obco. Dziś drogę przeciął mi piękny, żółty wąż, poczekałam aż przepełznie tam dokąd zmierzał i poszłam dalej...Sama siebie nie poznaję... Przed nami Indonezja... Alicja, która jest we mnie, znów otworzy kolejne tajemnicze drzwi....Co znajdę za nimi?
Subskrybuj:
Posty (Atom)