niedziela, 17 grudnia 2023

W drodze do domu - część druga

Upał trwa w najlepsze, najpierw basen, potem kolacja, a potem do pubu na zimne piwo. Na szczęście nocami jest chłodniej, więc idzie przeżyć. Karawan park w Tumut również dobrze wyposażony, jak poprzednie płatne, na których byliśmy. Kuchnia z dużą lodówką, mogę  kupić trochę świeżych warzyw, nawet wędlinę i wszystko przechować w lodówce. W planie pewnego ranka było angielskie śniadanie. Otwieram lodówkę.... ktoś był bardzo głodny i zakosił mi kupiony poprzedniego wieczoru świeży, pachnący chlebek...Typowe polskie przekleństwo słychać chyba było w miasteczku. Nie musiałam się hamować, bo i tak mnie nikt nie zrozumie.Ale szacunek...bekon został, jajca  , pomidory, zniknął najtańszy produkt, doceniam. W dzień wyjazdu pogoda się trochę poprawiła, czyli zrobiło się chłodniej. Zaopatrzeni w prowiant i wodę do picia, ruszamy w stronę gór. Najpierw jest bardzo malowniczo.
No naprawdę, same zachwyty .
Jeszcze nie widać tego wysokiego paskudztwa. Zaczyna wiać. Jesteśmy na terenie parku narodowego.
Wjeżdżamy coraz wyżej i wyżej.. Jeszcze trochę malowniczych widoczków.
Dla tych, co lubią, bo ja do nich nie należę. A potem było już tylko gorzej. Wszyscy pamiętamy pożary, które trawiły Australię w 2019 roku. Jeden temat na okrągło w tv i oczywiście komentarze, że to efekt ocieplania klimatu. Siedzieliśmy zaszokowani, a wszyscy jeźdźcy Apokalipsy galopowali nam przed oczami. W mojej głowie owi jeźdźcy  sobie galopowali w tą i nazad, bo zakochana byłam  w Australijczyku po kokardę i przeżywałam to podwójnie. Jadąc przez te cholerne góry, oglądałam to , co zostało po tych pożarach.Ogromne połacie martwego eukaliptusowego lasu. Drzewa umierają stojąc, a martwy eukaliptus jest biały. Nie zapomnę tego widoku.
Po horyzont biały las martwych drzew. To nie jest śnieg, tak wygląda śmierć przyrody i nie wszystkie drzewa się odrodzą.
W końcu zaczynamy zjeżdżać w dół...pa, pa,
Docieramy do Colac Colac w pobliżu Corryong, ostatniego postoju przed podróżą do Woodend. Nie ma co się ociągać, bo niebo nieco zachmurzone i wygląda, że będzie znowu padać.
Jest bardzo ciepło, więc moczę się w strumieniu, woda czysta, o bardzo silnym prądzie, że trudno ustać na nogach,  przyjemnie chłodna, ale nie lodowata.
Już pisałam o tym miejscu, więc nie będę się powtarzać. Wszystko gotowe na święta.
Mamy ochotę na zimne piwo, bo upał powrócił, a jak piwo to by się coś przekąsilo. Hotel z restauracją i pubem i jestem przeszczęśliwa, bo dostałam coś, co bardzo niewinnie wyglądało w ofercie na lunch, a w rzeczywistości gigant.
Na twarzy mam wypisanie, co czuję. Kościuszko mnie nie opuszcza. 
Piwo Kosciuszko Pale Ale jest bardzo cenionym gatunkiem piwa.
Wiedziałam o parku narodowym, oczywiście o górze Kościuszki, ale o piwie nie.
Nie, nie zjadłam tego sama.
Drobna przepierka w strumieniu i czas wracać do domu.
Przetrwałam miesiąc w różnych miejscach, czasem bez prądu i bieżącej wody, przy temperaturze nocą tylko 7 stopni Celsjusza. Spałam w butach, a rano ubrana w zimowe rzeczy, czekałam, aż się trochę ociepli.
Lato w Australii....nie dajcie się nabrać.
Nie , nie zdobywam Mont Everest, układam się do snu o nocy letniej.... Przeżyłam nocne wrzaski ptaków i oposów, stosy robali wymiatanych z toalet i pryszniców.
To nie są nasionka, to martwe robale, które obsiadały każdą mokrą powierzchnię.
Australia choduje bydło, farmy są wszędzie, oczywiście w pobliżu kempingów również. Są farmy, gdzie hoduje się wyłącznie byki, czy wiedzieliście, że one warczą jak psy? Jak bardzo duże psy. 
Widzicie to ogrodzenie... jakby żyłkę wędkarską przeciągnąć, no Garry twierdzi, że to płot,a to coś za tym niby płotem się na mnie patrzyło. Nocą Jurajski Park na żywo, bo chłopaki mieli sporo spraw do wyjaśnienia, wydmuchiwane z nozdrzy powietrze, wywalało mnie z namiotu. Analizowałam drogi ucieczki, jedynym bezpiecznym miejscem były toalety w solidnym
 murowanym budynku . Bohatersko zostałam w namiocie.
Tak to wyglądało, teraz tak sobie myślę, co trzeba mieć we łbie, żeby pod namiot lecieć do Australii....A się wyśmiewałam z osób, co to lecą na drugi koniec świata, żeby poczołgać się na macie do jogi...tak, lepiej już się nie wypowiadam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz