Dla tych, co lubią, bo ja do nich nie należę. A potem było już tylko gorzej. Wszyscy pamiętamy pożary, które trawiły Australię w 2019 roku. Jeden temat na okrągło w tv i oczywiście komentarze, że to efekt ocieplania klimatu. Siedzieliśmy zaszokowani, a wszyscy jeźdźcy Apokalipsy galopowali nam przed oczami. W mojej głowie owi jeźdźcy sobie galopowali w tą i nazad, bo zakochana byłam w Australijczyku po kokardę i przeżywałam to podwójnie. Jadąc przez te cholerne góry, oglądałam to , co zostało po tych pożarach.Ogromne połacie martwego eukaliptusowego lasu. Drzewa umierają stojąc, a martwy eukaliptus jest biały. Nie zapomnę tego widoku.
Po horyzont biały las martwych drzew. To nie jest śnieg, tak wygląda śmierć przyrody i nie wszystkie drzewa się odrodzą.
W końcu zaczynamy zjeżdżać w dół...pa, pa,
Docieramy do Colac Colac w pobliżu Corryong, ostatniego postoju przed podróżą do Woodend. Nie ma co się ociągać, bo niebo nieco zachmurzone i wygląda, że będzie znowu padać.
Jest bardzo ciepło, więc moczę się w strumieniu, woda czysta, o bardzo silnym prądzie, że trudno ustać na nogach, przyjemnie chłodna, ale nie lodowata.
Mamy ochotę na zimne piwo, bo upał powrócił, a jak piwo to by się coś przekąsilo. Hotel z restauracją i pubem i jestem przeszczęśliwa, bo dostałam coś, co bardzo niewinnie wyglądało w ofercie na lunch, a w rzeczywistości gigant.
Wiedziałam o parku narodowym, oczywiście o górze Kościuszki, ale o piwie nie.
Drobna przepierka w strumieniu i czas wracać do domu.
Przetrwałam miesiąc w różnych miejscach, czasem bez prądu i bieżącej wody, przy temperaturze nocą tylko 7 stopni Celsjusza. Spałam w butach, a rano ubrana w zimowe rzeczy, czekałam, aż się trochę ociepli.
Nie , nie zdobywam Mont Everest, układam się do snu o nocy letniej.... Przeżyłam nocne wrzaski ptaków i oposów, stosy robali wymiatanych z toalet i pryszniców.
Australia choduje bydło, farmy są wszędzie, oczywiście w pobliżu kempingów również. Są farmy, gdzie hoduje się wyłącznie byki, czy wiedzieliście, że one warczą jak psy? Jak bardzo duże psy.
Widzicie to ogrodzenie... jakby żyłkę wędkarską przeciągnąć, no Garry twierdzi, że to płot,a to coś za tym niby płotem się na mnie patrzyło. Nocą Jurajski Park na żywo, bo chłopaki mieli sporo spraw do wyjaśnienia, wydmuchiwane z nozdrzy powietrze, wywalało mnie z namiotu. Analizowałam drogi ucieczki, jedynym bezpiecznym miejscem były toalety w solidnym
murowanym budynku . Bohatersko zostałam w namiocie.
Tak to wyglądało, teraz tak sobie myślę, co trzeba mieć we łbie, żeby pod namiot lecieć do Australii....A się wyśmiewałam z osób, co to lecą na drugi koniec świata, żeby poczołgać się na macie do jogi...tak, lepiej już się nie wypowiadam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz