sobota, 16 grudnia 2023

Minął miesiąc życia na gigancie.

W strugach deszczu opuszczaliśmy Corryong. Niestety nie można było rozbić namiotu, a cena za wynajem domku, to 100 dolarów dziennie, więc ruszamy dalej w stronę słońca.




Po drodze mijaliśmy, gdzieś ukrytą w chmurach górę Kościuszki. Pogoda znacznie się poprawiła i już w pełnym słońcu dojechaliśmy do miejscowości  Walwa . Jedna ulica, jeden sklep i bardzo ładnie położony Riverside Caravan Park.

Można rozbić namiot.
Cena za miejsce wynosi 35 dolarów dziennie. Do dyspozycji jest świetnie wyposażona kuchnia, pralnia, toalety i prysznice, ciepła woda oraz pięć minut drogi do centralnego i najważniejszego miejsca wsi, czyli sklepu. 
To serce Walwa. Sklep, bistro i miejsce spotkań w jednym. Poczta oczywiście też jest.
Po zakupach, obowiązkowo siadamy przy stoliku, coś niecoś zjemy, popijemy i obserwujemy tętniącą życiem ulicę, czyli przejeżdża jeden samochód co dwadzieścia minut 😀
Ginger beer jest naprawdę bardzo dobre.
Pierwszego grudnia rozpoczął się sezon połowu ryb. Próbowałam zrozumieć o co chodzi z karpiem, co to za historia, że to szczurze mięso, że wstrętny, nie do jedzenia itd, itd. Już drugie pokolenie Australijczyków uważa, że tej ryby się absolutnie nie je, chociaż jej nie spróbowali, oczywiście oprócz Garrego, którego ten zaszczyt nie ominął w Polsce na Boże Narodzenie. Nie ma to jak perfekcyjna propaganda. Od 1859 roku aż do 1960 karp był jedyną rybą hodowlaną w Australii. Chyba smakował.....tak myślę. Oczywiście jak to zwykle bywa ludzka głupota nie ma granic. Tak jakby przez przypadek, tak zupełnie niechcący, został wypuszczony na wolność....coś jak covid. No karpikowi tak się spodobało życie w australijskich rzekach , że zgodnie z prawami natury i ludzką głupotą stał się gatunkiem inwazyjnym. Teraz trwa wojna australijsko- karpiowa.
Wszystkie karpie muszą zostać zabite, no dobrze, ale czemu nie można iść jeść??
Szczurze mięso?? No cóż...zostawmy ten temat i idźmy dalej.
Po kilku dniach opuszczamy kemping Walwa i ruszamy w drogę powrotną do Woodend.
Oczywiście nie jednym ciągiem, w planie jest kilka dni pobytu na kempingu w Tumut . Na krótki postój i śniadanie zatrzymujemy się w miejscowości Tumbarumba.
No muszę przyznać, że nazwy małych miejscowości zwalają mnie z nóg. Niektórych nie dam rady wymówić. I co zastaję w Tumbarumba??

Może mieszka lub mieszkał tutaj ktoś z Polski.
Po dobrej kawie i czymś bardzo popularnym w Australii, co praktycznie można kupić w każdej piekarni, czyli meat pie ruszamy dalej. Dla wyjaśnienia: meat pie, to taki mięsna babeczka, podawana na ciepło. Nie zachwyca mnie.
Dojeżdżamy do Tumut, małego miasteczka położonego nad rzeką o tej samej nazwie. Zatrzymujemy się na kempingu :
Garry załatwia formalności, a siedzę w cieniu, bo gorąco jak w piekle i patrzę na udekorowane świątecznie roślinki i wciąż nie mogę sobie przyswoić, że naprawdę nadchodzą Święta Bożego Narodzenia.
Rozbijamy namiot nad brzegiem rzeki, po drugiej stronie pasie się koń, śpiewają ptaki, jest gorąco, a co najważniejsze i w co samej mi było trudno uwierzyć, właśnie w tym miejscu żerował dziobak, ale nie sposób było zrobić zdjęcia. Oglądałam dotąd tylko w tv i wydawał się duży, tak jak na przykład wydra, a w rzeczywistości jest mały. Natomiast kaczki pokochały nas od pierwszej chwili, karmiłam płatkami owsianymi i były każdego dnia, w coraz większej grupie.
Ten niebieski ptaszek, to Szafirowa wróżka, gatunek zagrożony, podobno już nie spotyka się w mieście. Udało mi się zrobić zdjęcie, aż sama nie mogłam uwierzyć, bo są bardzo ruchliwe. Tumut, tak jak chyba każde miasteczko w Australii, ma wszystko co do życia potrzebne, a więc kilka kościołów, szpital, duży super market i kilka pubów z dobrym piwem i dobrym jedzeniem. No i co dla mnie najważniejsze? Oczywiście, że basen. Jest 37 stopni, rzeka jest bez plaży, więc basen ratuje nam życie.
To ciało pod drzewem, to Garry. Na szczęście wszystko jest przemyślane i są zacienione miejsca .
Na drzwiach wejściowych bardzo ważna informacja
Widziano tu węże.
To już przedostatnie miejsce przed powrotem do Woodend.Czeka nas kilku godzinna przeprawa przez góry, żeby dostać się ponownie do Corryong . To będzie w następnym odcinku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz