Forges Beach Yarrawonga, to nasz aktualny adres. Namiot oparł się małej burzy, jedna strona, chyba nie muszę dodawać, że to moja strona, oczywiście chyli się ku upadkowi. Kiedy zawieje silniej wiatr, chyba nie muszę dodawać, że wieje wyłącznie z mojej strony, to ścianę namiotu mam na twarzy. Namiot ustawiony w bardzo naukowy sposób, bo Garry posługuje się kompasem, tak są jeszcze ludzie używający kompasu.
Jest to trzecie miejsce w ciągu dwunastu dni od startu z domu w Woodend. Nie ma prądu ani bieżącej wody, są tylko toalety. Do miasteczka Yarrawonga jest około siedmiu kilometrów. Miejsce jest bardzo popularne, bo rzeczywiście jest tu ładna plaża, piaszczyste dno rzeki i wokół piękny eukaliptusowy las.Dno nie jest muliste, przez co woda jest bardziej przejrzysta niż w poprzednim odcinku rzeki Murray , a nawet miejscami ma niebieski kolor.Gdy jedni się zwijają , to następni już są w drodze i rozbijają tu obozy.
Dziś wybraliśmy się do Yarrawonga po zakupy, bo zgodnie z moimi przewidywaniami, zjedliśmy trochę za dużo, a jeszcze nie polujemy, więc nie było wyjścia. Podjechaliśmy jeszcze do bardzo popularnego turystycznego miejsca, mianowicie miasteczka Mulwala. To co na zdjęciach wygląda jak wielkie jezioro, jest w rzeczywistości rzeką Murray.
W drodze do naszego zagubionego w buszu kampingu mijamy pola uprawne oraz farmy owiec i krów. Jest to tutaj stały element krajobrazu. Nie ma kangurów ani koala 🐨, są za to krowy różnych ras. Boję się dwóch rzeczy na świecie , mianowicie małp i krów. Garry ochoczo wyskoczył z auta i dalej pstrykać foty tym wielkim, stojącym z lekko wybałuszonymi gałami zwierzętom. Dzielił go od nich drut. Jeden dość pokaźnych rozmiarów chłopak patrzył się z lekkim zdumieniem , zdumienie również udzieliło się krowie karmiącej cielaka.Tutaj cielęta spędzają czas z matkami i opijają się mlekiem, można powiedzieć, na żądanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz