sobota, 25 kwietnia 2020

Nie ma takiej wyspy, nie ma takich linii lotniczych, to fikcja tworzona z nudów

Procedury bezpieczeństwa.  Parzydełko nr 2.


Obudził się o świcie zlany potem. Zażyta wieczorem tabletka zbiła gorączkę, ale na jak długo? Myśli kłębiące się w głowie rozsadzają czaszkę. Musi za wszelką cenę wydostać się z wyspy. Wirus jest wszędzie tylko nie tutaj. Dlatego zamykają Malamosie.  Zostały dwa dni, za dwa cholerne dni wsiądzie do samolotu do Bangkoku. Wielkie miasto, zabukował hotel, duży hotel, pełen ludzi, nikt nie będzie zwracał na niego uwagi. Przeleży tą grypę, bo to przecież zwykła grypa, żaden wirus i będzie dobrze. Dwa dni, cała wieczność... Nie ma żadnych leków, tylko tabletki przeciwbólowe, zaraz, ile ich jest?? Cholera tylko cztery! Dobra, da radę, można brać zimny prysznic, tak, będzie brał zimny prysznic, jak tylko poczuje, że gorączka powraca. Wszyscy zrobili się podejrzliwi, nie może poprosić o termometr ani o żadne leki. Mogą powiadomić policję.
Udało się!! Mały samolot linii SunAzja ma tylko połowę pasażerów. Jest jedynym białym na pokładzie. Lot trwa dwie godziny. Po godzinie weźmie ostatnią tabletkę. Pójdzie do toalety i załatwione. Teraz tylko trzy wywietrzniki klimy ustawić na siebie. Będzie się schładzał. Jest dobrze. Nikt nie siedzi obok. Jest dobrze. Wreszcie może się zrelaksować, byle nie zasnąć dłużej niż godzinę. Nareszcie!! Udało się!!
- Przepraszam pana!
-Czego ona chce?
- Niech pan poczeka, aż wszyscy
   pasażerowie opuszczą samolot.
- Dlaczego??
- Jest pan cudzoziemcem, takie mamy
   procedury bezpieczeństwa, proszę się
   nie denerwować.
Nie denerwować się, dobra, zamknij się już, poczekam, byle tylko nie zacząć się pocić.
- A ci tu czego?? Dezynfekcja? Dobra, muszę wyjść, przyszli odkażać samolot.
Odsuń się debilu!! Muszę wyjść!! I tak nie rozumiesz, kurwa.. co jest!!. Co ty robisz?? Ku ...
Oświadczenie rzecznika prasowego SunAzja:
Dzisiaj na pokładzie samolotu z Malamosie do Bangkoku zmarł pasażer narodowości brytyjskiej. Na tą chwilę możemy powiedzieć, że przyczyną śmierci była niewydolność krążeniowo-oddechowa. Ciało zostanie przewiezione na koszt SunAzja do UK. Składamy wyrazy współczucia rodzinie.

Brenda ziewając odpala laptopa. Źle spała tej nocy. Za dużo stresu. Czy ten cholerny Anglik miał wirusa, czy nie? Jeżeli miał, jest zrujnowana. Jest wiadomość!! Prawie nie może oddychać, otwiera...
Droga Brendo!
Twoja przesyłka dotarła do nas w dobrym stanie, na szczęście nie była uszkodzona.
Życzymy miłego dnia-Linie lotnicze SunAzja.
Larry!!Larry!! Nie musisz odkażać domku!  Anglik był zdrowy, to było tylko zwykłe przeziębienie.
Jaki, to był dobry pomysł z tym założeniem kamerki w wentylatorze. Potem tylko powiadomienie linii lotniczych i po sprawie.
Turyści mogą przyjeżdżać do najbezpieczniejszego miejsca na ziemi.

czwartek, 23 kwietnia 2020

Bangkok

Garry skończył kolejną akwarelę, więc mogę zająć Jego Art Studio, czyli duży stół przy ogromnym oknie, ocieniony piękną roślinnością. Szczególnie lubię niewielkie drzewo, na którym znajduje się spore ptasie gniazdo, które zamieszkują malutkie brązowo-biale ptaszki. Wokół drzewa rosną duże krzaki, które teraz właśnie kwitną, a ich drobne śnieżno-białe kwiaty przepięknie pachną. Dziś jest 37°C, czyli norma, a ponieważ zawsze tu wieje wiatr, gałęzie tańczą, uderzając o szyby i cudownie rozpraszają promienie słońca. Jesteśmy tu od miesiąca, ale w zasadzie nic nie widziałam. Można się swobodnie poruszać po ulicach, nie ma haseł" Zostań w domu", ale wszystko jest zamknięte do 30 kwietnia. Miałam dużo czasu na obserwację i konfrontację tego, co zobaczyłam z encyklopedycznymi wiadomościami. Nie wiedziałam, że Tajlandia, to w zasadzie przedłużenie Chin. Wpływy chińskie są tutaj ogromne, ponieważ 14%populacji obywateli tajskich jest pochodzenia chińskiego. W hotelu porozumiesz się w języku tajskim, angielskim i chińskim. Przed wieloma budynkami użyteczności publicznej ustawione są spore kapliczki ze złotą boginią o czterech obliczach. Zauważyłam je przed sklepami, hotelami i prywatnymi domami. Próbowaliśmy się dowiedzieć coś więcej, ale personel hotelu nie za bardzo chciał odpowiadać. Zaczęłam więc szukać sama i w końcu rozwiązałam zagadkę. Emigranci z Chin wyznawali buddyzm mahajana oraz taoizm, ale stopniowo dominującym stał się w Tajlandii buddyzm therewada, z którym połączono ludowe praktyki chińskie. Obchodzi się tutaj Chiński Nowy Rok. Te wiadomości pomogły mi odkryć, kim jest tajemnicza Złota Pani, o czterech obliczach i wielu ramionach - to bogini Bodhisattwy Guanyin, czyli bogini współczucia i miłosierdzia. Pomaga ludziom, którzy wiodą uczciwie i miłosierne życie. Kiedy po śniadaniu wypijam na zewnątrz filiżankę zielonej, japońskiej herbaty, obserwuję z jaką czcią idący do pracy personel hotelu oddaje jej hołd.

Ladyboy - trzecia płeć i inne ciekawostki z Tajlandii.

W związku z obecną sytuacją moje obserwacje skupiają się na otaczającej mnie florze i faunie no i oczywiście na ludziach. Wczoraj był pasjonujący dzień, czyli wypad do centrum handlowego. Nigdy nie myślałam, że napiszę coś tak absurdalnego oraz, że taką frajdę sprawią nużące mnie do tej pory zakupy! Jak to mówią:"Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia". Garry wykorzystuje przestrzeń Fashion island do małego treningu, a mnie się nie chce, czekam cierpliwie na ławeczce, aż po kilku rundach wróci do mety, czyli do mnie. Mam więc kilka minut, dwa razy w tygodniu na obserwowanie ludzi. To działa w obie strony, bo też jestem zapewnie obserwowana ze względu na kolor skóry oraz, to że obecnie naprawdę jest niewielu białych ludzi w sklepie. Naczytałam się w internecie, że Tajowie bardzo przywiązują wagę do wyglądu i po ubiorze oceniają człowieka. Hmm...jak opisać, to co widzę żeby nikogo nie obrazić? Siedzę na ławeczce, starannie uczesana, umalowana, ładnie (mam nadzieję!!) ubrana i obserwuję... Panie przeważnie w spodniach oraz swetrach (temp.37°C) i obowiązkowo w plastikowych lub gumowych klapkach. Do tego skarpetki, nawet do "japonek". Panowie w swetrach lub kurtkach i czarnych butach, tak szpiczastych, że podziwiam  zdolność chodzenia w nich. Panie również swobodnie wychodzą na ulicę w piżamach..
Siedzę więc na ławeczce, macham sobie nóżkami w złotych sandałkach i są to jedyne takie nóżki w markecie.
Pierwszy raz w życiu ladyboya spotkałam w hotelu. W Tajlandii jest to orientacja seksualna uznana jako trzecia płeć i jest to zupełnie normalne. Młody mężczyzna o charakterystycznych miękkich ruchach, ale nie to jest najważniejsze. Moją uwagę przykuła piękna torebka, po kilku dniach znowu widzę ladyboya, nie wiem czy tego samego, ale torebka jeszcze ładniejsza. Mają chłopaki dobry gust!
Wczoraj wieczorem silnie wiało. Martwiłam się, o sprawiające delikatne wrażenie ptasie gniazda, jedno na drzewie, a drugie na krzakach przy naszym lokum. Rano sprawdziłam i wszystko jest w porządku, a wyglądają jak utkane z zeschniętych źdźbeł traw. Wykorzystując nieobecność mieszkańców zrobiłam zdjęcie. Dużym zmartwieniem są dla mnie małe gekonki. Wchodzą wszędzie i chowają się w zupełnie nieodpowiednich miejscach, np. w butach, pod poduszkami na fotelach i pod talerzami w kuchni. Wszystko delikatnie podnoszę i sprawdzam, bo nie chcę zrobić im krzywdy. Niestety na początku pobytu tutaj, znalazłam małe zwłoki na podłodze i od tej pory wszystko sprawdzam bo pomimo tego, że są bardzo szybkie, to jednak...

sobota, 4 kwietnia 2020

Skutki jedzenia podziabanego mięsa z ryżem lub makaronem od ponad dwóch miesięcy.Po nocach śni mi się pieczeń, schabowy, a nawet zwykły klops...czyli Parzydełko nr 1 "Pociąg"

  "Wczoraj na niestrzeżonej plaży utonęła kobieta. Zwłoki znaleźli przypadkowi spacerowicze. Ofiara nie miała przy sobie dokumentów. Podajemy rysopis...."

Nieszczęście, to pociąg, który tylko się spóźnia, ale zawsze dojedzie do stacji docelowej. Nie ma rozkładu jazdy, nie wiesz kiedy, ani o której godzinie wtoczy się na peron Twojej stacji. Może nawet go nie usłyszysz. Poczujesz go całym ciałem i duszą, bo dobrze znasz jego zapach i wibracje strachu, które tworzy. Przyjechał. Jednak przyjechał. Musisz wsiąść, nie potrzebujesz biletu. Podróż jest za free. Tym razem tylko w jedną stronę, już nie wrócisz. Wiesz o tym. Pociąg też to wie. Nawet ładnie pachnie...różami, które tak lubisz. To miłe. Podobno śmierć pachnie różami, odpowiada to Tobie. Ruszył. Możesz przysnąć, wyciszyć się. Nie przegapisz stacji, bo on przyjechał tylko po Ciebie i wie dokąd zmierzasz. Zatrzyma się w odpowiednim czasie i miejscu. Zapach róż i monotonny stukot kół usypiają. Może wcale nie śpisz, tylko lekki letarg, umysł przewija taśmę życia. Teraz dokładnie widzisz, jakie było bez sensu- wegetacja okraszona współczuciem, litością i pobłażliwością ludzi skazanych na Twoje towarzystwo. Już jest ok. Już nie szukasz wzrokiem hamulca bezpieczeństwa, nie potrzebujesz go. Lekkie szarpnięcie. Stacja końcowa. Możesz wysiąść. Jest tak jak w Twoich wyobrażeniach. Piasek pieszczotliwie pochłania Twoje stopy. Jest ciepły, tak jak woda, do której za chwilę wejdziesz.

" Wczoraj, na niestrzeżonej plaży utonęła kobieta. Zwłoki znaleźli przypadkowi spacerowicze. Ofiara nie miała przy sobie dokumentów. Podajemy rysopis..."

środa, 1 kwietnia 2020

"Okno"..Olga Tokarczuk

Poczucie mojego racjonalnego odbierania rzeczywistości bardzo się umocniło po przeczytaniu "Okna". Zamykanie granic, bo "Oni" przyniosą chorobę uważam za porażkę naszej egzystencjalności, bo "Oni" to również "My"....

Szanowni Państwo,
w związku z toczącą się w internecie dyskusją wokół mojego felietonu opublikowanego w „Frankfurter Allgemeine Zeitung” i  kontrowersjami narosłymi z powodu faktu, że cytowane są jego wyrwane z kontekstu fragmenty, postanowiłam udostępnić Państwu całość oryginalnego tekstu w języku polskim.
Zapraszam do lektury :)

Okno
Z mojego okna widzę białą morwę, drzewo, które mnie fascynuje i było jednym z powodów, dlaczego tu zamieszkałam. Morwa jest hojną rośliną - całą wiosnę i całe lato karmi dziesiątki ptasich rodzin swoimi słodkimi i zdrowymi owocami. Teraz jednak morwa nie ma liści, widzę więc kawałek cichej ulicy, po której rzadko ktoś przechodzi, idąc w kierunku parku. Pogoda we Wrocławiu jest prawie letnia, świeci oślepiające słońce, niebo jest błękitne, a powietrze czyste. Dziś podczas spaceru z psem, widziałam jak dwie sroki przeganiały od swojego gniazda sowę. Spojrzałyśmy sobie z sową w oczy z odległości zaledwie metra. 
Mam wrażenie, że zwierzęta też czekają na to, co się wydarzy.
Dla mnie już od dłuższego czasu świata było za dużo. Za dużo, za szybko, za głośno.
Nie mam więc „traumy odosobnienia” i nie cierpię z tego powodu, że nie spotykam się z ludźmi. Nie żałuję, że zamknęli kina, jest mi obojętne, że nieczynne są galerie handlowe. Martwię się tylko, kiedy pomyślę o tych wszystkich, którzy stracili pracę. Kiedy dowiedziałam się o zapobiegawczej kwarantannie, poczułam coś w rodzaju ulgi i wiem, że wielu ludzi czuje podobnie, choć się tego wstydzi. Moja introwersja długo zduszana i maltretowana dyktatem nadaktywnych ekstrawertów, otrzepała się i wyszła z szafy.  
Patrzę przez okno na sąsiada, zapracowanego prawnika, którego jeszcze niedawno widywałam, jak wyjeżdżał rano do sądu z togą przewieszoną przez ramię. Teraz w workowatym dresie walczy z gałęzią w ogródku, chyba wziął się za porządki. Widzę parę młodych ludzi, jak wyprowadzają starego psa, który od ostatniej zimy ledwie chodzi. Pies chwieje się na nogach, a oni cierpliwie mu towarzyszą, idąc najwolniejszym krokiem. Śmieciarka z wielkim hałasem odbiera śmieci.
Życie toczy się, a jakże, ale w zupełnie innym rytmie. Zrobiłam porządek w szafie i wyniosłam przeczytane gazety do pojemnika na papier. Przesadziłam kwiaty. Odebrałam rower z naprawy. Przyjemność sprawia mi gotowanie.
Uporczywie wracają do mnie obrazy z dzieciństwa, kiedy było dużo więcej czasu i można było go „marnować”, godzinami gapiąc się przez okno, obserwując mrówki, leżąc pod stołem i wyobrażając sobie, że to jest arka. Albo czytając encyklopedię.
Czy aby nie jest tak, że wróciliśmy do normalnego rytmu życia? Że to nie wirus jest zaburzeniem normy, ale właśnie odwrotnie – tamten hektyczny świat przed wirusem był nienormalny?
Wirus przypomniał nam przecież to, co tak namiętnie wypieraliśmy - że jesteśmy kruchymi istotami, zbudowanymi z najdelikatniejszej materii. Że umieramy, że jesteśmy śmiertelni.
Że nie jesteśmy oddzieleni od świata swoim „człowieczeństwem” i wyjątkowością, ale świat jest rodzajem wielkiej sieci, w której tkwimy, połączeni z innymi bytami niewidzialnymi nićmi zależności i wpływów. Że jesteśmy zależni od siebie i bez względu na to, z jak dalekich krajów pochodzimy, jakim językiem mówimy i jaki jest kolor naszej skóry, tak samo zapadamy na choroby, tak samo boimy się i tak samo umieramy.
Uświadomił nam, że bez względu na to, jak bardzo czujemy się słabi i bezbronni wobec zagrożenia, są wokół nas ludzie, którzy są jeszcze słabsi i potrzebują pomocy. Przypomniał, jak delikatni są nasi starzy rodzice i dziadkowie i jak bardzo należy im się nasza opieka.
Pokazał nam, że nasza gorączkowa ruchliwość zagraża światu. I przywołał to samo pytanie, które rzadko mieliśmy odwagę sobie zadać: Czego właściwie szukamy? 
Lęk przed chorobą zawrócił więc nas z zapętlonej drogi i z konieczności przypomniał o istnieniu gniazd, z których pochodzimy i w których czujemy się bezpiecznie. I nawet gdyśmy byli, nie wiem jak wielkimi podróżnikami, to w sytuacji takiej, jak ta, zawsze będziemy przeć do jakiegoś domu.
Tym samym objawiły się nam smutne prawdy – że w chwili zagrożenia wraca myślenie w zamykających i wykluczających kategoriach narodów i granic. W tym trudnym momencie okazało się, jak słaba w praktyce jest idea wspólnoty europejskiej. Unia właściwie oddała mecz walkowerem, przekazując decyzje w czasach kryzysu państwom narodowym. Zamknięcie granic państwowych uważam za największą porażkę tego marnego czasu – wróciły stare egoizmy i kategorie „swoi” i „obcy”, czyli to, co przez ostatnie lata zwalczaliśmy z nadzieją, że nigdy więcej nie będzie formatowało nam umysłów. Lęk przed wirusem przywołał automatycznie najprostsze atawistyczne przekonanie, że winni są jacyś obcy i to oni zawsze skądś przynoszą zagrożenie. W Europie wirus jest „skądś”, nie jest nasz, jest obcy. W Polsce podejrzani stali się wszyscy ci, którzy wracają z zagranicy. 
Fala zatrzaskiwanych granic, monstrualne kolejki na przejściach granicznych dla wielu młodych ludzi były zapewne szokiem. Wirus przypomina: granice istnieją i mają się dobrze.
Obawiam się też, że wirus szybko przypomni nam jeszcze inną starą prawdę, jak bardzo nie jesteśmy sobie równi. Jedni z nas wylecą prywatnymi samolotami do domu na wyspie lub w leśnym odosobnieniu, a inni zostaną w miastach, żeby obsługiwać elektrownie i wodociągi. Jeszcze inni będą ryzykować zdrowie, pracując w sklepach i szpitalach. Jedni dorobią się na epidemii, inni stracą dorobek swojego życia. Kryzys, jaki nadchodzi, zapewne podważy te zasady, które wydawały się nam stabilne; wiele państw nie poradzi sobie z nim i w obliczu ich dekompozycji obudzą się nowe porządki, jak to często bywa po kryzysach. Siedzimy w domu, czytamy książki i oglądamy seriale, ale w rzeczywistości przygotowujemy się do wielkiej bitwy o nową rzeczywistość, której nie potrafimy sobie nawet wyobrazić, powoli rozumiejąc, że nic już nie będzie takie samo, jak przedtem. Sytuacja przymusowej kwarantanny i skoszarowania rodziny w domu może uświadomić nam to, do czego wcale nie chcielibyśmy się przyznać: że rodzina nas męczy, że więzi małżeńskie dawno już zetlały. Nasze dzieci wyjdą z kwarantanny uzależnione od internetu, a wielu z nas uświadomi sobie bezsens i jałowość sytuacji, w której mechanicznie i siłą inercji tkwi.  A co, jeśli wzrośnie nam liczba zabójstw, samobójstw i chorób psychicznych?
Na naszych oczach rozwiewa się jak dym paradygmat cywilizacyjny, który nas kształtował przez ostatnie dwieście lat: że jesteśmy panami stworzenia, możemy wszystko i świat należy do nas. 
Nadchodzą nowe czasy.