środa, 10 maja 2023

Ubud - magia w cieniu wulkanów.

Kiedy trzy lata temu Garry otworzył przede mną drzwi do swojego świata, zapewniał że pokocham Sumatrę i też tak się stało . Marzyłam jednak, żeby pojechać do Ubud, do miejsca gdzie wszystko się zadziało i powoli , powolutku przeznaczenie się wypełniało. Osiem lat temu pewna piękna kobieta z Polski poznała przystojnego mężczyznę z Australii i ta znajomość sprawiła, że Srebrna Pani pisze tego bloga. Dlaczego pokochałam Ubud? Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Indonezja, to nie jest Utopia, nie ma rajów na ziemi. Wszędzie są problemy, choroby,bieda i dostatek, tylko inny klimat, ludzie, zwyczaje. Tutaj do wielu rzeczy trzeba się przyzwyczaić i wiele nauczyć.
Pierwsza zasada to: patrz pod nogi. Nie rozglądam się na boki, tylko uważnie patrzę pod nogi Dlaczego? No właśnie ... wygląda jak normalny chodnik, ale niespodziewanie nagle się urywa i można wylądować w kanale.
Wogóle chodnik tutaj, to brzmi dumnie. Przeważnie jest tylko po jednej stronie, na głównej ulicy zdarzają się po ubu stronach. Niekiedy restauracje zatrudniają panów przeprowadzaczy, którzy pomagają przejść jeżeli restauracja, do której się wybierasz znajduje się pechowo po drugiej stronie ulicy.Ruch uliczny jest tutaj             zwariowany i przechodzisz na własną      odpowiedzialność, dlatego czasem pan przeprowadzacz jest niezbędny. Pola ryżowe Indonezji,to atrakcja turystyczna i wiele osób pragnie spędzić czas w hotelu na takim polu...no nie wiem, mam wątpliwości, czy to jest dobry pomysł, a dlaczego?      

Oto ryż. Piękna zieleń, która potrzebuje wody, no właśnie dużo wody, dlatego są kanały wodne.                                         
Garry maszeruje po całkiem znośnie wyglądajacym chodniku wzdłuż kanału. Tyle tylko, że to również jezdnia, a ustąpić miejsca, to za bardzo nie ma gdzie .
                            
Jeszcze należy dodać, że ruch kołowy jest w obie strony.                              


Wybraliśmy się spenetrować miejsce, w którym chcieli się zatrzymać nasi znajomi, właśnie pośród pól ryżowych. No cóż..po przesłaniu zdjęć jak wygląda dojście do hotelu, bo  dojedzie się tylko motorkiem, zrezygnowali. Na zdjęciu : dróżka wiodącą do hotelu.


Dla Garrego jest to ósmy pobyt tutaj, dla mnie drugi, miło jest wrócić do miejsca, w którym się dobrze czujesz, ten sam resort, ludzie w nim pracujący, te same braki, hahahaha, które mi nie przeszkadzają. Czasem nie poleci woda z kranu, wentylator nie działa, a prysznic naprawiłam, blokując kawałkiem drutu zawór zmieniający strumień wody. Jest dobry internet i działa klima, basen i widok z okna i o to chodzi.                                  
Co do jedzenia, to dla mnie oprócz polskiej kuchni, to indonezyjska jest najlepsza na świecie. Wreszcie jemy, wspaniałe wegetariańskie jedzenie, pyszne warzywa, tofu oraz...kochani, ziemniaki pod różnymi postaciami, no jestem w raju normalnie.
Dziś byliśmy w moimi ulubionymi wegańskim bistro, gdzie za 18 zł nie najesz się, tylko się objesz, bo dokładka jest darmowa , czyli opróżniasz duży talerz, normalny talerz, nie papierowy talerzyk do ciastka i jak masz ochotę, możesz nałożyć drugi raz. Acha.. jeszcze jedno, tutaj pies w takim miejscu, to normalka, ten usiłował sprawdzić, co Garry ma na talerzu i czy naprawdę, tylko zielsko😀, co wywołało oburzenie Garrego, ja zostałam jedynie oblizana, podobnie jak lodówka.                                                    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz