wtorek, 23 maja 2023

W Ubud motyle wciąż trzepoczą skrzydłami.

Ubud...co by nie napisać, to wciąż będzie za mało, żeby oddać atmosferę tego miejsca.
W bardzo ciepłą, słoneczną niedzielę 21 maja przeniosłam się  do czasów "Dzieci Kwiatów", nie, nie, nic nie paliłam, nic z tych rzeczy. Kto był w tym miejscu, to zrozumie, o czym piszę, a kto nie był, to postaram się zgłębić temat. Umówiliśmy się na lunch ze znajomymi. Kiedy dotarliśmy na miejsce, byłam przerażona.
Co to ma być?? Tłumy dość oryginalnie wyglądających ludzi, wariackie dźwięki, śmiech, krzyki, no ogólnie hałas ...Ja mam tu jeść??
Tak wyglądało moje pierwsze wrażenie w Joga Barn. Cóż, to za miejsce? Otóż: położony w samym centrum Ubud, kompleks Yoga Studio & Retreat Center The Yoga Barn oferuje  zajęcia z jogi, tańca, medytacji, oraz uzdrawiania holistycznego. 
 Jest również mały pensjonat i restauracja serwująca bardzo dobre, tanie posiłki. Opadłam
na miękkie poduszki i...za chwilę już mi nic nie przeszkadzało, ani wariacka muzyka,  ani dziwne okrzyki... było zwyczajnie miło. Po jogicznych wygibasach, kolorowy tłumek, wlał się do restauracji. Derwisze też bywają głodni.
Starsi faceci z fantazyjnie upiętymi włosami, młodzi mężczyźni z biżuterią na torsach...no było na co popatrzeć i kolorowe dziewczyny, dość swobodnie ubrane, w tatuażach, kolorowych włosach lub bez włosów. Było super 😀
Ośrodek pięknie położony, pyszne jedzenie, no i ta atmosfera... Warto odwiedzić.
Lemongrass Bisma Warung to jedna z wielu restauracji przy naszej ulicy, gdzie chodzimy na wieczorne posiłki. Trudno jest określić, która jest ulubiona, każda ma klimat, dobrą kuchnię i sympatyczną obsługę. Ta , o której teraz wspominam ma jeszcze jedną atrakcję, której oglądanie mi się nie znudzi. Otóż po drugiej stronie ulicy jest coś jakby mały staw i tam każdego popołudnia żerują kaczki, takie hodowlane, domowe, ale niezbyt duże stadko. O godzinie 17.30 kaczuchy wracają do domu, który znajduje się obok restauracji. Ulica jest bardzo ruchliwa, bardzo wąska,a ogromnych aut mnóstwo, przeważnie Toyoty. To jest nieprawdopodobne widowisko, bo na znak właściciela, który dzierży w dłoniach wysoką tyczkę z jakąś szmatką powiewającą na czubku, kaczuchy wychodzą z wody i przeprawiają się przez jezdnię. Wyobraźcie sobie, że najpierw czekają, aż się zwolni miejsce i co sił w łapkach, machając skrzydłami przeprawiają się na drugą stronę ulicy i pędzą do domu. Ruch na moment oczywiście zamiera.
W listopadzie 2019 roku ręcznie wyciagnęłam kotwicę zagrzebaną w mule. Wyłączyłam silnik, a żagle uszyte ze strachu,traumy, chorób, a największy ze " wszystkojedności" nie potrzebowały wiatru. Koło sterowe mojego życia ujęły męskie ręce...I tak płyniemy trzy lata, coraz starsi, coraz bliżej garnca złota na końcu tęczy, szukając kwiatu paproci, którego strzeże jednorożec 🦄 Czyli, nie szukając niczego, bo po co? Dziś jest dziś, a jutro może będzie, a może nie. Kiedy osiem lat temu pierwszy raz zadziałał efekt motyla, okazało się, że skrzydła trzepoczą nadal. Za trzy tygodnie przeprowadzamy się do małego domu , domu, jak z bajki, o jakim czasami, ale bardzo rzadko marzyłam... W ubiegłym roku poprzez Garrego znajomych poznaliśmy Dawida z Kanady, który teraz zaproponował nam zamieszkanie w jego domu, na czas wyjazdu do kraju. Pobyt Dawida w Kanadzie potrwa kilka miesięcy, więc przez ten czas będziemy tam mieszkać. Zakochałam się, jak tylko otworzyłam starą, trochę sfatygowaną bramę. Można zakochać się w ludziach, zwierzętach, ale również i w miejscach no i oczywiście w domach.
Balijski motyl przeznaczenia i wiele innych czynników, jak w powieści Bułhakowa " Mistrz i Małgorzata" i jak kiedyś powiedziała o mnie nasza wspólna znajoma Paulina, która to osobiście poruszyła zębate koła przeznaczenia: " Rozlałaś olej Anuszko"...tak rozlałam olej, bo wówczas łódź płynie po spokojnych wodach .

środa, 10 maja 2023

Ubud - magia w cieniu wulkanów.

Kiedy trzy lata temu Garry otworzył przede mną drzwi do swojego świata, zapewniał że pokocham Sumatrę i też tak się stało . Marzyłam jednak, żeby pojechać do Ubud, do miejsca gdzie wszystko się zadziało i powoli , powolutku przeznaczenie się wypełniało. Osiem lat temu pewna piękna kobieta z Polski poznała przystojnego mężczyznę z Australii i ta znajomość sprawiła, że Srebrna Pani pisze tego bloga. Dlaczego pokochałam Ubud? Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Indonezja, to nie jest Utopia, nie ma rajów na ziemi. Wszędzie są problemy, choroby,bieda i dostatek, tylko inny klimat, ludzie, zwyczaje. Tutaj do wielu rzeczy trzeba się przyzwyczaić i wiele nauczyć.
Pierwsza zasada to: patrz pod nogi. Nie rozglądam się na boki, tylko uważnie patrzę pod nogi Dlaczego? No właśnie ... wygląda jak normalny chodnik, ale niespodziewanie nagle się urywa i można wylądować w kanale.
Wogóle chodnik tutaj, to brzmi dumnie. Przeważnie jest tylko po jednej stronie, na głównej ulicy zdarzają się po ubu stronach. Niekiedy restauracje zatrudniają panów przeprowadzaczy, którzy pomagają przejść jeżeli restauracja, do której się wybierasz znajduje się pechowo po drugiej stronie ulicy.Ruch uliczny jest tutaj             zwariowany i przechodzisz na własną      odpowiedzialność, dlatego czasem pan przeprowadzacz jest niezbędny. Pola ryżowe Indonezji,to atrakcja turystyczna i wiele osób pragnie spędzić czas w hotelu na takim polu...no nie wiem, mam wątpliwości, czy to jest dobry pomysł, a dlaczego?      

Oto ryż. Piękna zieleń, która potrzebuje wody, no właśnie dużo wody, dlatego są kanały wodne.                                         
Garry maszeruje po całkiem znośnie wyglądajacym chodniku wzdłuż kanału. Tyle tylko, że to również jezdnia, a ustąpić miejsca, to za bardzo nie ma gdzie .
                            
Jeszcze należy dodać, że ruch kołowy jest w obie strony.                              


Wybraliśmy się spenetrować miejsce, w którym chcieli się zatrzymać nasi znajomi, właśnie pośród pól ryżowych. No cóż..po przesłaniu zdjęć jak wygląda dojście do hotelu, bo  dojedzie się tylko motorkiem, zrezygnowali. Na zdjęciu : dróżka wiodącą do hotelu.


Dla Garrego jest to ósmy pobyt tutaj, dla mnie drugi, miło jest wrócić do miejsca, w którym się dobrze czujesz, ten sam resort, ludzie w nim pracujący, te same braki, hahahaha, które mi nie przeszkadzają. Czasem nie poleci woda z kranu, wentylator nie działa, a prysznic naprawiłam, blokując kawałkiem drutu zawór zmieniający strumień wody. Jest dobry internet i działa klima, basen i widok z okna i o to chodzi.                                  
Co do jedzenia, to dla mnie oprócz polskiej kuchni, to indonezyjska jest najlepsza na świecie. Wreszcie jemy, wspaniałe wegetariańskie jedzenie, pyszne warzywa, tofu oraz...kochani, ziemniaki pod różnymi postaciami, no jestem w raju normalnie.
Dziś byliśmy w moimi ulubionymi wegańskim bistro, gdzie za 18 zł nie najesz się, tylko się objesz, bo dokładka jest darmowa , czyli opróżniasz duży talerz, normalny talerz, nie papierowy talerzyk do ciastka i jak masz ochotę, możesz nałożyć drugi raz. Acha.. jeszcze jedno, tutaj pies w takim miejscu, to normalka, ten usiłował sprawdzić, co Garry ma na talerzu i czy naprawdę, tylko zielsko😀, co wywołało oburzenie Garrego, ja zostałam jedynie oblizana, podobnie jak lodówka.                                                    

niedziela, 7 maja 2023

Bali - miejsce, gdzie rodzą się uczucia.

Lot z Melbourne trwał sześć godzin i w środku nocy 26 kwietnia dotarliśmy do resortu Melasti w Legian.
Jak to mówią: " Pierwsze śliwki robaczywki" i od razu wymieniliśmy pokój.
Za dużo nie widziałam, bo czarna noc już była, ale za to rano, taki widok z balkonu:
Legian to obszar na zachodnim wybrzeżu Bali w Indonezji, na północ od Kuta i na południe od Seminyak, otoczony Oceanem Indyjskim . Nie przepadam się za miejscowościami na wybrzeżu, bo : za dużo turystów, za głośno i czasem za tłoczno w restauracjach. Wiem, że to trochę śmiesznie brzmi, bo przecież mieszkam obecnie w Gdyni, ale też się cieszę, gdy sezon dobiega końca.
Garry umówił się ze swoją rodziną, co też może śmieszyć, bo przecież wylecieliśmy z Australii, ale uwierzcie mi, że łatwiej się spotkać na Bali niż w odległych stanach Australii. Tak więc spędziliśmy rodzinny tydzień z Andrew - syn i Tanya - siostra Garrego.
  Humory dopisywały, podkręcane naprawdę smacznym piwem.
     
Nasz resort z bardzo dobrą lokalizacją, zaraz przy plaży, wyposażony w trzy baseny, piękny ogród i  serwujący bardzo dobre śniadanie, gwarantował naprawdę  świetny wypoczynek.                                  
Drugi basen i droga do restauracji na śniadanie.
   Oczywiście nie może zabraknąć rzeźb, przecież to Bali.
Bardzo lubiliśmy wczesne śniadanie, bo wówczas słońce pięknie podkreślało zdobienia frontu restauracji, szum oceanu i widok na plażę zapewniał naprawdę       niesamowity klimat.                                   
            Odwiedzaliśmy  siostrę Garrego, która mieszkała w resorcie oddalonym około 400 metrów , po drodze mijając             oczywiście rzeźby oraz bardzo, ale to   bardzo oryginalne skrzyneczki               elektryczne. Zawsze mnie zdumiewa, jak to możliwe, że mamy wogóle prąd???       
 Tak, to miejwięcej wygląda 😳
Ale mam jeszcze jedną ciekawostkę....
Otóż idąc te 400 metrów wzdłuż plaży, mijamy małe, drewniane budki, prawie jedna przy drugiej.                                  
A co w tym ciekawego? Przecież na polskim wybrzeżu, takich budek w sezonie od groma. Z lodami, frytkami, goframi, kawą, pamiątkami znad morza...          
Tak, może i podobnie, tylko że w tych    budkach od samiutkiego rańca, serwuje się wódę i piwo.                                        
Godzina 8,30, a do mnie śmieją się           wszystkimi kolorami tęczy połyskujące  butle z wódką.                                          
Plażą rządzi Smirnoff, no naprawdę godny swojego   pochodzenia,  bo przecież z   carskiej Rosji się wywodzi. Pijcie jednak kochani, bez wyrzutów sumienia, bo od jakiegoś czasu, właścicielem marki jest   angielska firma Diageo. Restauracje przy plaży wszędzie wygladają podobnie.                                   
                      
Poraz pierwszy miałam okazję zobaczyć wpływ   pełni  księżyca na ocean.Woda     cofnęła się niesamowicie daleko                

    
I to by było na tyle wspomnień z Legian.
A gdzie tytułowe uczucia?  No cóż jak w tytule filmu: " Jedz, módl się i kochaj", wszystko się zgadza: jedzenie pyszne, ja się modlę, a uczucia rodzinne były      intensywne...