niedziela, 29 maja 2022

Trochę na wesoło.

Teraz trochę na wesoło, choć czasami dla mnie, wesołe to nie jest. Australijski angielski. Poezja dla uszu. Jak już wspominałam, uczyłam się angielskiego sama i to,  w sumie by wyszło sześć miesięcy. Covid uziemnil nas na kilka miesięcy i czas spędziłam tylko w towarzystwie Garrego. Kiedy wróciłam do Polski, to nawet w Żabce "na zakupach" wplatałam angielskie słowa. Nadeszła ta " wiekopomna chwila", poleciałam do Australii i znalazłam się wśród Australijczyków mówiących przecież po angielsku. No i się zaczęło.. Teraz proszę się skupić, będzie ostra jazda.
Proste pytanie po polsku: "Czy chcesz na śniadanie grillowaną kiełbasę?"
To samo po angielsku: "Do you wont for breakfast grilled sousage?"
To samo po australijsku:"Do you wont for breky barby snag?"
Moja odpowiedź: ????!!!!
Nawet translator tego nie tłumaczy!!
Trochę przykładów:
polski.                 angielski.          australijski

Australia.            Australia.               OZ
śniadanie.           breakfast.          breky
kiełbasa.              sausage.           snag
grill.                      barbequ.            barby
papierosy.            cigarettes.         siggy
alkohol.                alcohol.              grog

Z tym OZ, to się nawet zgodzę, bo Australia jest niesamowita, jak ta fantastyczna kraina że zwariowanej bajki o Dorotce.
Tak więc, kochani, moje oczy, to teraz dwa wielkie znaki zapytania, a biorąc pod uwagę mój wiek, to sama siebie podziwiam. Wracając do rzeczywistości, dziś o świcie przywitałam się z Agung. Jest taki ogromny...
Kolejny, gorący dzień w raju. Zaraz idziemy popływać, w lodówce chłodzi się papaja, co chwilę odzywa się chór cykad, a obsługa resortu dba o nasze nastroje.
Ciężko pracują, a emerytury nie będzie, ta jest tylko dla pracowników rządowych instytucji. 
Wpadnijcie ponownie ☺️


sobota, 28 maja 2022

Dlaczego Indonezja?

Drugi tydzień pobytu tutaj, a ja wciąż się tak samo zachwycam, jak w pierwszym dniu. Zadowolenia dopełnia fakt, że smakuje mi jedzenie. Ogólnie byłam rozczarowana Azją. Indonezja mile mnie zaskoczyła. Pierwszy raz, to było na Sumatrze, ale sądziłam, że kuchnia jest wyśmienita, ponieważ prowadzi ośrodek Holenderka. W Ubud jednak się potwierdziło, że jedzenie regionalne jest bardzo dobre. W Tajlandii wszystko bardzo ostre i obowiązkowo okraszone sadzonym jajcem. W Wietnamie ryż z jajcem wbitym do środka.  Jajo rządzi... Pamiętam, jak w Tajlandii zamówiłam omlet..jak dostałam to coś, to padłam. Na talerzu była brązowa skorupa. Po prostu jaja wbili na gorący olej. Szok. Tutaj na szczęście omlet, to omlet i z warzywami w środku. Ogólnie lepiej jeść dania wegetariańskie, są większe porcje i naprawdę smaczne.W Wietnamie zamówiłam danie z wołowiną , no brzmiało dumnie. W ryżu znajdowałam pojedyncze płatki czegoś, co miało być mięsem. Tak, to były płatki i w dodatku tak twarde, że nie szło jeść. Zaznaczam, że głównie jedliśmy w restauracjach, więc nie chodzi o to, że to było tanie, uliczne jedzenie. 
Oto nasza hotelowa restauracja.
Pierwszy raz fotografuję jedzenie, raczej tego nie robię, są ciekawsze rzeczy do upamiętnienia, ale robię wyjątek.
Oto moje ulubione śniadanie.

Szpinak, pyszny ryż, pyszne tofu, awokado i coś dobrego zielonego z kiełkami.
Dobre jedzenie, wspaniała pogoda, cudne otoczenie, motyle w brzuchu nieustannie od trzech lat, można zapomnieć o dacie urodzenia. 
Z drzew dominują różne gatunki palm, ale jest niesamowite drzewo o dziwnej nazwie: Frangipani. Jest brzydkie. Nawet się pytałam Garrego, czy one są chore. Okazało się, że nie, tylko trochę żałośnie wyglądają. Dlaczego jest niesamowite?
Ogołocone z liści, wyglądające jak uschnięte, rodzi piękne, bajecznie pachnące kwiaty. Występują również licznie w Australii.
Tak wygląda korona drzewa.
O wiele ciekawszy jest pień drzewa, ten świadczy o jego wieku.
A to są te piękne, cudownie pachnące kwiaty.
Szkoda, że zapachu nie można sfotografować. Z tych kwiatów robi się olejki. Muszę koniecznie kupić, a na razie noszę je we włosach. Bujna roślinność i obfitość rzeźb. Tutaj, to jedna, wielka galeria sztuki. Dużo jest bardzo starych, kamiennych, ale też sporo odlewanych z form.
Na koniec, ten który jest sprawcą moich nieustannych ochów i achów, niepodzielny władca basenu... Garry 😘

Dziękuję za odwiedziny, wpadnijcie ponownie.😊




niedziela, 22 maja 2022

Bali

Po sześciu godzinach lotu, ale za to po całym dniu spędzonym na lotnisku w Melbourne, ze względu na konieczność wykonania testu PCR, siedemnastego maja, o drugiej w nocy dotarliśmy do hotelu. Dwa dni później zniesiono obowiązek wykonania testu PCR przed podróżą na Bali. No cóż....
W Australii test wykonuje się przed lotem na lotnisku. Czekaliśmy dziewięćdziesiąt minut, otrzymaliśmy wyniki i udaliśmy się do specjalnego punktu, gdzie je wydrukowano. Wszystko bardzo sprawnie, ale przez to spędzasz mnóstwo czasu na lotnisku, a przecież jeszcze kilku godzinna podróż samolotem. Kiedy dwanaście godzin później wreszcie lądujesz w  łóżku, to naprawdę sprawia radość.
Siedemnastego maja rano zobaczyłam, gdzie mieszkamy. Piękny apartament z pięknym balkonem, basen i wszędzie rzeźby. Ubud, to jedna wielka galeria sztuki. I ta zieleń... zachwyciła mnie dwa lata temu na Sumatrze, na Bali jest to samo. Jest gorąco i to bardzo, ale o wiele lepiej niż było w Tajlandii, gdzie przy tej samej temperaturze, nie szło oddychać.
.   Drzwi balkonowe.
.
Każdy budynek tego resortu dosłownie ginie w obfitości roślin.
   Widok na basen z naszego balkonu.

Niesamowita, bujną roślinność Indonezja zawdzięcza wulkanom. Cykl życia, kiedy po apokalipsie wszystko się odradza wybuchając ferią barw, obfitością kwiatów i owoców. Codziennie, wychodząc z domu, spoglądam na niego...
Ogromny, czynny Agung. Dziwne uczucie...
Są ludzie zafascynowani wulkanami, ja do nich nie należę, ale trudno mi określić, to co czuje cała sobą, gdy na niego patrzę.
Strach? Fascynacja? Nie wiem, ale kiedy wyłoni się zza chmur, trudno oderwać wzrok.
Na trzeci dzień oczywiście jak to ja, padłam. Garry mówi, że byłam w połowie martwa, hahaha. Ostra biegunka, mimo że piłam tylko wodę butelkowaną, a jemy tylko w restauracjach, bo tu nie ma ulicznego jedzenia, tak jak w Azji. Pomogła sławetna Coca Cola i sok z kokosa. Do tej Coli powinny być jeszcze paluszki, ale tu tego nie ma. Żłopałam więc ten napój bogów, całkowicie bez wyrzutów sumienia z wiadomych powodów.
Jeśli chodzi o ceny, to szok i teraz rozumiem, dlaczego Garry twierdzi, że to idealne miejsce do życia dla niezamożnych ludzi. Jeżeli nocleg w hotelu że śniadaniem kosztuje mniej niż nocleg w Caravan Park, gdzie tylko korzystasz z ciepłej wody i prądu, a śpisz w swoim samochodzie, to wszystko wyjaśnia. Indonezyjska karta do telefonu kosztuje piętnaście dolarów australijskich, a w Australii karta kosztuje pięćdziesiąt dolarów. Tak jest ze wszystkim. 
Pola ryżowe są wszędzie. Na niektórych ryż już jest wysoki, a na niektórych dopiero wschodzi. Duże pola ryżowe są po drugiej stronie naszej ulicy.
.  Ryż jest niesamowicie zielony.
   Ten dopiero wyszedł z wody. Pomyśleć, że to wszystko sądzą ludzie, a nie maszyny. Niesamowite.

   A to są ryżowe ulice☺️, tak je nazwałam, oczywiście jeżdżą po nich motory, hahaha.
Wyobraźcie sobie, że nagle musisz ustąpić miejsca, tylko gdzie?
.   Mistrz drugiego planu: wulkan 🌋 Agung

Wczoraj odwiedziliśmy znajomych Garrego. Kiedy przekroczyłam bramę posiadłości Nancy i Josepha, to szczęka mi opadła i tak została. Wyobraźcie sobie dużą posiadłość z trzema budynkami, prywatnym basenem,  pięknym ogrodem i to wszystko za dwa i pół tysiąca złotych miesięcznie...Ja mając taką chałupę, w takich okolicznościach przyrody, może bym wychodziła na zewnątrz raz w tygodniu po zakupy.
Przed nami jeszcze miesiąc pobytu tutaj.
Jestem w miejscu, gdzie wszystko się zaczęło. Siedem lat temu urocza kobieta z Polski poznała uroczego mężczyznę z Australii. Balijski motyl 🦋 zatrzepotał skrzydłami.....

    Ta sama restauracja, ten sam stolik i ten sam uroczy mężczyzna...
Kocham 🦋🦋.


czwartek, 5 maja 2022

Ostatnie dni w Maryborough.

Dziś postanowiliśmy iść na ostatni spacer po pięknym Maryborough. Z żalem opuszczam to miejsce, bo bardzo przypadło mi do serca. W poniedziałek 9 maja przeprowadzamy się do Woodend.
Jak tu się wprowadziłam, od razu urzekła mnie architektura. Na szczęście zachowały się stare budynki i jak już pisałam wcześniej, nie widziałam dotąd tak pięknie ozdabianych domów. Przy nich nowe wypadają trochę nieciekawie

Wiele domów ma imiona.
Prawda, że Lorraine jest piękna?
Niektóre mają zachowane stare ogrodzenia i bramy, przez co wyglądają bardzo dostojnie 
Wyobraźcie sobie, każdego dnia przechodzić przez taką zieloną bramę, to tak jakby wchodzić do baśniowego ogrodu.
Teraz jeden z moich ulubionych. Ozdobiony nie tylko od frontu, ale z każdej strony, przez co wygląda jak mały pałacyk.

W kolejnym zachwycił mnie angielski ogród od frontu.

Zdjęcie tego nie oddaje, a niestety nie mogłam przecież wejść na posesję.
I takich urzekających budynków w tym miasteczku jest mnóstwo.



W każdym miasteczku, które dotąd zwiedziliśmy, jest park, przeważnie z jeziorem i obowiązkowo Caravan Park. 
Tak tu się spędza wolny czas, nie muszę dodawać, że w większości przypadków są to starsi, czyli w moim wieku ludzie
Gatunki drzew rozmaite. Ja kocham palmy, nie wiem czemu, ale dla mnie są piękne.
Eukaliptusy są białe i czarne i bardzo, bardzo stare. Są domem dla ptaków.
Niestety nie znalazłam dotąd żadnego misia Coala. Za to udało się wreszcie zrobić zdjęcie papużce.
Prosiłam po polsku, żeby nie odleciała.. zrozumiała.
Serce mi drgnęło na ten widok ..nasza wierzba.
Kaczki też jakby nasze..
Park się nazywa Princess Park i tak też wygląda. Jest piękny.


Spacerujemy z maleństwem, które gdy tylko Garry zakłada czapkę, pokazuje na smycz i znaki zapytania w oczach: idziemy razem??
Żeby było egzotycznie, to oprócz palm i papug, drzewka oliwne i pierwszy raz widziane drzewko pieprzu.



Zapomniałam dodać, że jest tu zarówno basen kryty jak i odkryty.
Trochę mnie zatkało, bo przecież to wygląda, jak nasza stara Astoria, aż się łezka w oko kręci.
Tak więc, opuszczamy za kilka dni, to cudne miejsce, miasteczko z populacją siedem tysięcy mieszkańców, gdzie jest pięć marketów, kilka stacji benzynowych, kilka centrów medycznych, szpital, dom opieki, mnóstwo restauracji, kościoły różnych wyznań, szkoły, pływalnie...
Tak się żyje w małym miasteczku w Australii.
Z dobrodziejstwa przychodni lekarskiej już oczywiście korzystałam, bo zgodnie z tradycją musiałam się pochorować . Wzbudziłam lekka sensację swoim pochodzeniem. Jedyna Polka w Maryborough....