Szkoda, że nasza podróż nie była w formie reality show, bo wtedy można by było zobaczyć moją minę, wiecznie zdziwioną otaczającą nas rzeczywistością. Pewnego słonecznego popołudnia poszliśmy do parku, usiedliśmy na ławce i ja trwałam z rozdziawioną gębą, nie wierząc w to co widzę. Na kocykach siedzą ludzie w różnym wieku, piją alkohol i przegryzają czym mają, obok nas dwie młode mamy prowadzą ożywioną rozmowę, trzymając w jednej ręce niemowlę, a drugiej kieliszek wina. W tym miejscu należy dodać, że nawet na łonie natury, pije się wino ze szklanych kieliszków- pełna kultura. Wyobrażajcie sobie taką sytuację w Polsce? Ponieważ Amsterdam, to miasto kanałów i mostów, często zatrzymywaliśmy się na nich i przypatrywaliśmy się pływającym łódkom. Smakowicie wyglądały, bo zaopatrzone w alkohol, niczym puby w Polsce, po prostu wódczane łódki. Pamiętam kilka lat temu mój rejs na Hel, podczas którego w szerokich rękawach swetra przemyciłam alkohol, bo przecież nikt by nie podejrzewał starszej pani o takie bezeceństwa.
Bardzo odpowiadała mi atmosfera w Wietnamie, a przecież jest tam socjalistyczny ustrój, powinno być szaro- buro i ponuro, a ludzie powinni tylko myśleć o przewrocie. Może lepiej niech nie myślą. Urzekła mnie Sumatra i oszołomił Bangkok z wieczna temperaturą 36 stopni Celsjusza, ale Amsterdam powalił na kolana. Dziś wybrałam się na mały spacer w strugach ciepłego deszczu i delikatnych odgłosach burzy. Woda chlupotala mi w sandałach, a powietrze cudownie pachniało, może tymi niezliczonymi tu krzewami róż, które tak lubię.
Jutro idziemy się pożegnać z tym cudnym, wielokulturowym miastem, gdzie nikomu nie przeszkadza kolor skóry i tęcza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz