czwartek, 18 czerwca 2020

Otworzyły się drzwi...

Trudno w to uwierzyć, ale ta niesamowita podróż dobiega końca. Jutro będziemy w Polsce. W ciągu pięciu miesięcy zwiedziliśmy pięć krajów z koroną w tle. Prawdę mówiąc, gdyby nie koronawirus, podróż byłaby o dwa miesiące krótsza. Dołączam więc do , krytykowanej przeze mnie grupy osób, chwalących koronę, jako dar zesłany przez siły wyższe dla dobra całej ludzkości. Jesteśmy trzeci dzień w Berlinie, mieście bardzo podobnym do Warszawy. Trochę mnie to zaskoczyło, ale wytłumaczenie jest proste: oba miasta zostały mocno poranione i pomagali je odbudować nasi przyjaciele że wschodu. Brakuje mi tylko Pałacu Kultury:). Muszę przyznać, że Warszawa jest ładniejsza i ma klimat, którego tutaj wogóle nie czuję. Zakochałam się w Hoi An, zachwyciłam Amsterdamem, nie podobał mi się Bangkok, a tutaj właściwie nie czuję nic. Duże, ruchliwe miasto, podobne do Warszawy, ale bez klimatu. 
Bardzo się ucieszyłam na widok Lidla i Rossmana, czym wzbudziłam zdziwienie Garrego, ale po odebraniu paragonu w Lidlu szybko zrozumiał o co chodzi i podzielił moją radość. Na dziale z alkoholem, nie mogliśmy oczu oderwać od cen, 0,7l wódki kosztuje 4 euro!
No nic, tylko pić!!
Latem w Gdyni, wszystkie restauracje,"wychodzą" na ulicę, co krok można usiąść w restauracyjnym ogródku, wypić piwo i coś zjeść. W Berlinie jest to niesamowicie toporne, a stan techniczny pozostawia sporo do życzenia, lepiej zjeść w środku lokalu. W ojczyźnie pysznego piwa, trochę mnie to zaskoczyło. Dziś zwiedzaliśmy Berlin, trochę kłopotu sprawiła podróż S i U banem, ale daliśmy radę:)Bardzo miła niespodzianka, na kawałku berlińskiego muru, tablica po polsku i niemiecku z podziękowaniami za wkład w zmiany ustrojowe w Europie.Brama Brandenburska musiała zostać zaliczona...Mała ja, na tle okazałego budynku Reichstagu.Bardzo odważne wróble:)
Jeszcze wieczorem spacer po okolicy i trzeba spakować walizkę, akurat, to opanowałam do perfekcji:)
Dziękuję za miłe komentarze, gdy dłużej nie pisałam, docierały do mnie zaniepokojone pytania, czy coś się stało, to bardzo miłe. Starałam się powstrzymać swoją impulsywność i pisać stonowane treści, nie wiem,czy to mnie się udało:)
Mimo stresu, zmęczenia, trudnej sztuce nie ulegania powszechnej panice pod tytułem"Lot do domu", wbrew opinii, że polegniemy, bo jesteśmy starzy, szliśmy do przodu, a trzymał mnie za rękę, silny, odpowiedzialny facet...nie żałuję ani jednego dnia i trochę łza się w oku kręci, że to koniec, a może dalszy ciąg nastąpi?
Może znów usłyszę: Mira, pakujemy walizki, jutro lecimy do......

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz