poniedziałek, 29 czerwca 2020

Lato w Polsce.

Dotarliśmy do mety. Jesteśmy w Bydgoszczy. Ustaliliśmy szczegóły w sprawie rzeźby. Zapowiada się pracowite lato. To dobrze, bo akwarele nie zastąpią największej pasji, czyli rzeźbienia:). W lipcu powstanie rzeźba, która zostanie w Bydgoszczy. Mały ślad na ziemi...Na razie pełen relaks i odpoczynek po podróżach. Zwiedzamy miasto i okolice. Wypad do Myślęcineka, piękne widoki..Latem jest tutaj naprawdę pięknie.Bardzo był potrzebny taki relaks po stresujących że względu na koronawirusa podróżach:)

czwartek, 18 czerwca 2020

Otworzyły się drzwi...

Trudno w to uwierzyć, ale ta niesamowita podróż dobiega końca. Jutro będziemy w Polsce. W ciągu pięciu miesięcy zwiedziliśmy pięć krajów z koroną w tle. Prawdę mówiąc, gdyby nie koronawirus, podróż byłaby o dwa miesiące krótsza. Dołączam więc do , krytykowanej przeze mnie grupy osób, chwalących koronę, jako dar zesłany przez siły wyższe dla dobra całej ludzkości. Jesteśmy trzeci dzień w Berlinie, mieście bardzo podobnym do Warszawy. Trochę mnie to zaskoczyło, ale wytłumaczenie jest proste: oba miasta zostały mocno poranione i pomagali je odbudować nasi przyjaciele że wschodu. Brakuje mi tylko Pałacu Kultury:). Muszę przyznać, że Warszawa jest ładniejsza i ma klimat, którego tutaj wogóle nie czuję. Zakochałam się w Hoi An, zachwyciłam Amsterdamem, nie podobał mi się Bangkok, a tutaj właściwie nie czuję nic. Duże, ruchliwe miasto, podobne do Warszawy, ale bez klimatu. 
Bardzo się ucieszyłam na widok Lidla i Rossmana, czym wzbudziłam zdziwienie Garrego, ale po odebraniu paragonu w Lidlu szybko zrozumiał o co chodzi i podzielił moją radość. Na dziale z alkoholem, nie mogliśmy oczu oderwać od cen, 0,7l wódki kosztuje 4 euro!
No nic, tylko pić!!
Latem w Gdyni, wszystkie restauracje,"wychodzą" na ulicę, co krok można usiąść w restauracyjnym ogródku, wypić piwo i coś zjeść. W Berlinie jest to niesamowicie toporne, a stan techniczny pozostawia sporo do życzenia, lepiej zjeść w środku lokalu. W ojczyźnie pysznego piwa, trochę mnie to zaskoczyło. Dziś zwiedzaliśmy Berlin, trochę kłopotu sprawiła podróż S i U banem, ale daliśmy radę:)Bardzo miła niespodzianka, na kawałku berlińskiego muru, tablica po polsku i niemiecku z podziękowaniami za wkład w zmiany ustrojowe w Europie.Brama Brandenburska musiała zostać zaliczona...Mała ja, na tle okazałego budynku Reichstagu.Bardzo odważne wróble:)
Jeszcze wieczorem spacer po okolicy i trzeba spakować walizkę, akurat, to opanowałam do perfekcji:)
Dziękuję za miłe komentarze, gdy dłużej nie pisałam, docierały do mnie zaniepokojone pytania, czy coś się stało, to bardzo miłe. Starałam się powstrzymać swoją impulsywność i pisać stonowane treści, nie wiem,czy to mnie się udało:)
Mimo stresu, zmęczenia, trudnej sztuce nie ulegania powszechnej panice pod tytułem"Lot do domu", wbrew opinii, że polegniemy, bo jesteśmy starzy, szliśmy do przodu, a trzymał mnie za rękę, silny, odpowiedzialny facet...nie żałuję ani jednego dnia i trochę łza się w oku kręci, że to koniec, a może dalszy ciąg nastąpi?
Może znów usłyszę: Mira, pakujemy walizki, jutro lecimy do......

niedziela, 14 czerwca 2020

Nadszedł czas pożegnania...zostaną tylko zdjęcia i wspomnienia


Sześć tygodni w Amsterdamie.

Sześć tygodni minęło jak sześć dni. Nigdy nie zapomnę wrażenia po przylocie do Amsterdamu. Zdumienie, niedowierzanie, że możemy z lotniska wyjść tak zwyczajnie na ulicę w czasie szaleństwa z koroną w Europie. Siedzieliśmy w pustawym holu, jedząc kanapki z samolotu i wpatrując się w szeroko otwarte drzwi. Byliśmy wolni. Spodobała mi się ta wolność i po pobycie tutaj zdałam sobie sprawę, że całe życie tkwiłam w zakazach i nakazach, niezależnie od ustroju. Pamiętam czasy obowiązkowego udziału w państwowych uroczystościach, alkohol wolno było kupić od godziny 13, bo ówczesne władze dbały o zdrowie narodu. Obecne władze też bardzo dbają, ale tym razem o zdrowego ducha i zdrowe morale. Niedziela tylko dla rodziny i Boga, a może w odwrotnej kolejności, kolor skóry najlepiej biały i żadnych tęczy. Pamiętam z historii, że już był taki ktoś i nawet napisał ciekawą  książkę: " Mein kampf". 
Szkoda, że nasza podróż nie była w formie reality show, bo wtedy można by było zobaczyć moją minę, wiecznie zdziwioną otaczającą nas rzeczywistością. Pewnego słonecznego popołudnia poszliśmy do parku, usiedliśmy na ławce i ja trwałam z rozdziawioną gębą, nie wierząc w to co widzę. Na kocykach siedzą ludzie w różnym wieku, piją alkohol i przegryzają czym mają, obok nas dwie młode mamy prowadzą ożywioną rozmowę, trzymając w jednej ręce niemowlę, a drugiej kieliszek wina. W tym miejscu należy dodać, że nawet na łonie natury, pije się wino ze szklanych kieliszków- pełna kultura. Wyobrażajcie sobie taką sytuację w Polsce? Ponieważ Amsterdam, to miasto kanałów i mostów, często zatrzymywaliśmy się na nich i przypatrywaliśmy się pływającym łódkom. Smakowicie wyglądały, bo zaopatrzone w alkohol, niczym puby w Polsce, po prostu wódczane łódki. Pamiętam kilka lat temu mój rejs na Hel, podczas którego w szerokich rękawach swetra przemyciłam alkohol, bo przecież nikt by nie podejrzewał starszej pani o takie bezeceństwa. 
Bardzo odpowiadała mi atmosfera w Wietnamie, a przecież jest tam socjalistyczny ustrój, powinno być szaro- buro i ponuro, a ludzie powinni tylko myśleć o przewrocie. Może lepiej niech nie myślą. Urzekła  mnie Sumatra i oszołomił Bangkok z wieczna temperaturą 36 stopni Celsjusza, ale Amsterdam powalił na kolana. Dziś wybrałam się na mały spacer w strugach ciepłego deszczu i delikatnych odgłosach burzy. Woda chlupotala mi w sandałach, a powietrze cudownie pachniało, może tymi niezliczonymi tu krzewami róż, które tak lubię.
Jutro idziemy się pożegnać z tym cudnym, wielokulturowym miastem, gdzie nikomu nie przeszkadza kolor skóry i tęcza.