środa, 26 czerwca 2024

Tydzień w drodze.

21 czerwca ruszyliśmy z Woodend. Plan jest, aby dziennie przejechać 300 kilometrów. Dla młodych ludzi wydaje się to może i śmieszne, ale nasze sterane życiem kręgosłupy popierają tą decyzję i obiecują nie wariować.
Mapa podróży dokładnie przemyślana, a noclegi zarezerwowane. Gdzieś w połowie drogi do wyznaczonego celu, będzie dodatkowy postój na posiłek i rozprostowanie kości. Pierwsze zaznaczone na mapie miasteczko to Tocumwal. Świeci słońce. Motel położony w  parku, a z okna roztacza się piękny widok.
Idziemy się rozejrzeć. Rzeczywiście miejsce bardzo urokliwe,. trochę dzikie, ale to złudzenie, bo wokół pole golfowe i hotele, a mimo to jest cisza i spokój.
Natrafiliśmy na ciekawą historycznie informacje. Otóż w tej miejscowości podczas wojny istniała fabryka napraw samolotowych silników oraz zapewne całej reszty samolotu również. Pracowały w niej żeńskie pomocnicze siły powietrzne, siły które utrzymywały Australię. Tak mniej więcej głosi informacja pod zdjęciami. 
Rano opuszczamy Tocumwal i jedziemy do miejsca następnego noclegu: West Wyalong . W połowie drogi zatrzymujemy się w miasteczku  Narranderra. Godzina gdzieś dziesiąta rano, a trudno znaleźć wolny stolik w kafejce. Tak jest prawie w każdym miasteczku o tej porze. Trochę na uboczu wreszcie jest... miłe miejsce, gdzie można w spokoju usiąść i wypić poranną kawę.
Poranek w West Wyalong tak jakby trochę nas zaskoczył.
Lód na szybie samochodu daje znać, że jeszcze łapie nas zimny oddech południa, ale z każdym kilometrem zmierzamy w ciepłą stronę mocy. Kolejnym miejscem na nocleg jest Gilgandra. Tradycyjnie zatrzymujemy się na posiłek. Miasteczko Forbes okazało się dobrym wyborem. Historyczne budynki, piękny park, gdzie jemy śniadanie jakby na trawie, w nieco chłodnym klimacie.
Czasem korzystamy ze stref odpoczynku i właśnie podczas takiego postoju zauważyłam drzewo z tabliczką i sztucznymi kwiatami. Pomyślałam, że być może ktoś tu zmarł w wyniku wypadku drogowego. Jednak to zupełnie inna historia. W 1996 roku niejaka Eileen właśnie podczas postoju w tym miejscu, zmarła w samochodzie w trakcie rozmowy ze swoim ojcem. Można jedynie sobie wyobrazić, co czuli pozostali pasażerowie. Szok, to mało powiedziane. Stałam pod tym drzewem i myślałam nie o Eileen, ale o jej mężu Royu, o tym, czy ożenił się ponownie, czy jeszcze żyje oraz o tym, że być może wszyscy uczestnicy tego tragicznego wydarzenia już odeszli, a pamięć o Eileen zostanie tak długo w tym miejscu, dopóki będzie żyło to drzewo.

Podobno przejechaliśmy najbardziej płaskie miejsce na ziemi, ale muszę się przyznać, że przespałam to emocjonujące widowisko.
Chodzi o część ogromnej Równiny Hay w południowo- środkowej Nowej Południowej Walii . No jest płasko i chyba rzeczywiście nudno, bo rzadko śpię w aucie.
Zmierzamy w stronę Moree, gdzie zatrzymamy się na trzy noce. W końcu trzeba zrobić pranie. Kurtkę i gruby sweter zapakowałam do walizki i to jest bardzo dobra wiadomość. Zatrzymujemy się jeszcze w miasteczku o nazwie, której nawet nie chce mi się pisać. Proszę odczytać ze zdjęcia.
Jeszcze tylko dodam, że dumni mieszkańcy informują, że to jest astronomiczna stolica Australii.
Obserwatorium Siding Spring (Siding Spring Observatory, SSO) – australijskie obserwatorium astronomiczne , znajduje się na górze Siding Spring o wysokości około 1160 m n.p.m i jest najważniejszym optycznym obserwatorium w Australii.
27 km na zachód od miasta Coonabarabran, znajduje się największy teleskop optyczny w Australii – Teleskop Angielsko-Australijski (AAT). Sami więc widzicie, że małe miasteczka mają swoje sekrety.
Motel w Moree okazał się bardzo wygodnym miejscem, otoczonym drzewami,  możemy zrobić pranie, jesteśmy blisko centrum miasteczka. Jutro 28 czerwca ruszamy dalej i przed nami jedynie dwa noclegi przed dojazdem do celu, czyli miasteczka Maryborough, gdzie właściciele przekażą nam swój dom do opieki. 
Ciąg dalszy nastąpi 😀