Organizacja podróży spada na barki Garrego, więc ja dbam o zaopatrzenie w rzeczy, które na początku okażą się potrzebne.
No i niespodzianka... okazało się że nie mamy adaptera, a tu dziwotkowe kontakty.
Problem z ładowaniem komórek przynajmniej w pierwszej dobie, to nie jest dramat, bo zabieramy w podróż naładowane powerbanki, ale im dalej w las, tym więcej drzew.
Problem rozwiązany, kupiłam ładowarkę,ale adapterów nie mieli, więc jutro wyprawa do centrum handlowego.
Wracając do podróży,minęła bez niespodzianek. Moje ulubione linie Qatar nie zawiodły, alkoholu nie żałują, filmoteka załadowana, więc pierwsze 6,5 godzin lotu minęło w miarę szybko. Potem tylko dwie godziny na lotnisku w Doha, gdzie przebieram się w letnie rzeczy i niestety kolejne siedem godzin, innymi liniami, komfort słabszy, trochę ciasno, ja to jakoś, ale Garry, to nie ma co z nogami zrobić.
A tutaj, ja cała szczęśliwa po pierwszym locie, ale przed nami,drugie tyle.
Staramy się trochę zasnąć w samolocie.
Nawet mała drzemka bardzo pomaga jakoś przetrwać. Trzeba pamiętać o częstym wstawaniu z miejsca, jeżeli wolno tylko odpiąć pasy. Ja jestem zaopatrzona w leki i odpowiednio ubrana,aby pomóc mojemu krążeniu, tego nie można lekceważyć . Leki, które poleca lekarz, a nie dr google, należy brać już dobre dwa tygodnie przed lotem oraz skarpety , które ochronią nasze żyły.
Problem z zakrzepicą nie dotyczy wyłącznie starszych osób, to może spotkać każdego.
Docieramy do hotelu, lekko wykończeni.
Widok z okna wynagradza trudy podróży.
Malezja, to kraj, w którym religią dominujacą jest islam. Jestem poraz pierwszy w takim miejscu. Muezzin pięć razy dziennie wzywa z minaretu do modlitwy.
Wszystko jest nowe, ale totalnie wszystko.
Je się palcami, ja niestety nie poradzę sobie z ryżem w sosie bez widelca i łyzki, noży nie ma . Noszę w torebce komplet plastikowych sztućców... jestem przygotowana.
W hotelu na suficie tajemnicza strzałka z napisem: "Kiblat", określa kierunek, w którym należy się modlić.
W szafie znalazłam piękny dywanik modlitewny
Panie zakryte, ale bardzo róznie, to wygląda, oczywiście włosy każda pod hustą, burki sporadycznie. Natomiast w hotelowym basenie oczywiście kąpią się w burkini.
Zdjęć że zrozumiałych względów nie zrobię.
Jeszcze kilka dni w hotelu, przepysznymi śniadaniami i czas szukać mieszkania na trzy tygodnie, wiza w Malezji jest na trzy miesiące, więc nie ma pośpiechu.
Jutro zaczynamy normalnie funkcjonować.
Jak wysiadam z klimatyzowanego samolotu, to fala gorącego powietrza powala mnie jak tsunami.
Zmęczenie minęło, przywykłam do temperatury i wilgotności.
Dziękuję za uwagę. Miłego czytania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz