czwartek, 26 stycznia 2023

Burkini i bikini, czyli tydzień w Malezji.

Dziś mija tydzień, jak przylecieliśmy do Kuala Lumpur. Jest gorąco, ale o wiele lepiej to znoszę niż  w Tajlandii. Garry oczywiście wszystko znosi lepiej, bo zaprawiony w bojach. Ja już po trzech latach wiem, czego się spodziewać, a to niezmiernie pomaga. Doświadczenie jednak, to ważna rzecz. Znaleźliśmy mieszkanie i nieco nas zatkała oferta.
Czujemy się, jakbyśmy mieszkali w pałacu.
Trzy ogromne wieżowce z kompleksem parkowym oraz oczywiście z basenem.
Tak to wygląda z zewnątrz. Zdjęcie oczywiście z netu, bo nie da się ująć kamerą telefonu całości. Moja przyjaciółka stwierdziła, że wygląda jak statek, być może taki był zamysł architekta.
Podjeżdżamy taksówką i widzimy to:

Wewnątrz hole i drzwi do wind też robią wrażenie. Przede wszystkim ogromne przestrzenie, , sprawiają że wszystko wygląda jak pałacowe wnętrza.
Trudno było nie pokusić się, żeby nie usiąść na krzesłach tronowych....miłe uczucie ☺️

Wszystko rzęsiście oświetlone, ogromne żyrandole i obowiązkowe złocenia.
Dla mnie najważniejszy jest oczywiście basen i tu również się nie zawiodłam.
Budynki oraz basen otacza kompleks parkowy, chyba nie muszę nic pisać, bo zdjęcia oddadzą, jakie robi wrażenie.
Kto czyta mój blog, to wie, że lubię "Alicję z krainy czarów", że czasem czuję się tak, jakbym otwierała tajemnicze drzwi , za którymi jest niewiadome. Tutaj to jest w realu, a kluczyki ma Garry....
Jesteśmy ponownie samotnymi, białymi żaglami, większość pomieszkujących  tutaj, to Chińczycy, no i oczywiście muzułmanie. Panie jeśli wchodzą do basenu, to w burkini, basen jest płytki, podobnie jak w hotelu. Zastanawiałam się dlaczego, teraz już wiem. 
One tylko brodzą we wodzie, pływanie w tym skomplikowanym stroju jest chyba za trudne. Większość jednak siedzi na brzegu i obserwuje zabawy dzieci z ojcami.
Panowie też ubrani, nikt absolutnie nie pływa w  samych spodenkach. Koszulka niezbędna, a kolory bardzo ciemne. Wszystko w granacie lub czerni.
Dzieci też opatulone. Nie zobaczysz gołego bobaska. Dziewczynki i chłopcy szczelnie zakryci. Natomiast Chinki pływają w sukienkach. Tego się nie spodziewałam. Do wczoraj kostium miałam tylko ja, zgodny z wymogami, bo jest duża tablica, w czym nie wolno się kąpać. I tu duża niespodzianka, bo jest młoda, biała kobieta w bardzo skąpym 👙, ale naprawdę, bardzo skąpym bikini. Zakaz zakazem, ale jak widać też przymykają oczy .
Dziś pojawili się starsi państwo, to znaczy, pewnie w naszym wieku, hahaha  o białym kolorze skóry i pani w kostiumie kąpielowym zarzywała kąpieli.
Sklepy dobrze zaopatrzone we wszystkie produkty dla mnie niezbędne. I co najważniejsze: jest chleb, normalny chleb i to dobry. Masło azjatyckie jest nie do przełknięcia, ja staram się znaleźć masełko z Nowej Zelandii, które jest w miarę tanie i bardzo dobre. Na szczęście nie brakuje tego. 
Wiadomo, że nie kupisz tutaj nic wieprzowego, tylko wołowina i drób. Natomiast w restauracjach nie ma dań wegetariańskich, nawet jak zamówisz ryż z warzywami, to i tak jest tam kurczak. Oczywiście nie zabraknie sądzonego jaja, jak wszędzie w Azji. Jajo rządzi.
Jak dotąd, bardzo pozytywne nastawienie, pierwszy raz tu jestem, a wrażenia niesamowite. 
Dziękuję za uwagę i zapraszam ponownie ☺️

sobota, 21 stycznia 2023

Nowy rok, nowa podróż - pierwszy przystanek: Malezja

Po pół roku przerwy, czas ubudzić blog. Dużo się działo. Spędziliśmy ten czas w Polsce, ale za to zmieniliśmy miejsce zamieszkania. Pożegnałam moją rodzinną Bydgoszcz i wróciłam do miasta z wyboru, czyli Gdyni. Przeprowadzka, trochę stres z tym związany, potem gromadzenie potrzebnych leków, no i jeszcze zrobienie badań, żeby zobaczyć, co w trawie piszczy.
Organizacja podróży spada na barki Garrego, więc ja dbam o zaopatrzenie w rzeczy, które na początku okażą się potrzebne.
No i niespodzianka... okazało się że nie mamy adaptera, a tu dziwotkowe kontakty.
Problem z ładowaniem komórek przynajmniej w pierwszej dobie, to nie jest dramat, bo zabieramy w podróż naładowane powerbanki, ale im dalej w las, tym więcej drzew.
Problem rozwiązany, kupiłam ładowarkę,ale adapterów nie mieli, więc jutro wyprawa do centrum handlowego.
Wracając do podróży,minęła bez niespodzianek. Moje ulubione linie Qatar nie zawiodły, alkoholu nie żałują, filmoteka załadowana, więc pierwsze 6,5 godzin lotu minęło w miarę szybko. Potem tylko dwie godziny na lotnisku w Doha, gdzie przebieram się w letnie rzeczy i niestety kolejne siedem godzin, innymi liniami, komfort słabszy, trochę ciasno, ja to jakoś, ale Garry, to nie ma co z nogami zrobić.
Tak wyglądamy przed wylotem z Polski .
A tutaj, ja cała szczęśliwa po pierwszym locie, ale przed nami,drugie tyle.

Staramy się trochę zasnąć w samolocie.
Nawet mała drzemka bardzo pomaga jakoś przetrwać. Trzeba pamiętać o częstym wstawaniu z miejsca, jeżeli wolno tylko odpiąć pasy. Ja jestem zaopatrzona w leki i odpowiednio ubrana,aby pomóc mojemu krążeniu, tego nie można lekceważyć . Leki, które poleca lekarz, a nie dr google,  należy brać już dobre dwa tygodnie przed lotem oraz skarpety , które ochronią nasze żyły. 
Problem z zakrzepicą nie dotyczy wyłącznie starszych osób, to może spotkać każdego.
Docieramy do hotelu, lekko wykończeni.
Widok z okna wynagradza trudy podróży.
Malezja, to kraj, w którym religią dominujacą jest islam. Jestem poraz pierwszy w takim miejscu. Muezzin pięć razy dziennie wzywa z minaretu do modlitwy.
Wszystko jest nowe, ale totalnie wszystko.
Je się palcami, ja niestety nie poradzę sobie z ryżem w sosie bez widelca i łyzki, noży nie ma . Noszę w torebce komplet plastikowych sztućców... jestem przygotowana.
W hotelu na suficie tajemnicza strzałka z napisem: "Kiblat", określa kierunek, w którym należy się modlić.

Ten kierunek, to oczywiście Mekka.
W szafie znalazłam piękny dywanik modlitewny
Charakterystyczny motyw, czyli mihrab, którego wzór jest również skierowany ku Mekce .
Panie zakryte, ale bardzo róznie, to wygląda, oczywiście włosy każda pod hustą, burki sporadycznie. Natomiast w hotelowym basenie oczywiście kąpią się w burkini.
Zdjęć że zrozumiałych względów nie zrobię.
Jeszcze kilka dni w hotelu, przepysznymi śniadaniami i czas szukać mieszkania na trzy tygodnie, wiza w Malezji jest na trzy miesiące, więc nie ma pośpiechu.
Jutro zaczynamy normalnie funkcjonować.
Jak wysiadam z klimatyzowanego samolotu, to fala gorącego powietrza powala mnie jak tsunami.
Zmęczenie minęło, przywykłam do temperatury i wilgotności.
Dziękuję za uwagę. Miłego czytania.