Minął rok.
Trudno w to uwierzyć, ale minął rok od naszej wędrówki. Covid wystawił nas na wielka próbę, bowiem wydłużył czas wspólnego życia. Dzień w dzień, tylko we dwoje, bez rodziny i znajomych. Można nauczyć się siebie na pamięć.
Siedzę obecnie w pięknym mieszkaniu w Bydgoszczy i staram się podsumować ten szalony rok.
Decyzja o powrocie do Polski zapadła jak zwykle błyskawicznie. Restrykcyjny lockdown w Grecji, utrudniający zwykłe życie przyspieszył termin powrotu do Polski, o dobre dwa miesiące. W planach była początkowo Anglia, ale sytuacja covidowa wymknęła się tam spod kontroli. Natomiast wieści dochodzące z Polski były pomyślne.W porównaniu z Kretą, gdzie obowiązywała godzina policyjna, przepustki na opuszczenie domu, wycofano większość autobusów kursujących między wsiami, Polska z otwartymi sklepami, bez potrzeby odbycia kwarantanny po przylocie, wydawała się najlepszym miejscem.
17 grudnia 2020 roku, po południu wylądowaliśmy w Warszawie, 18 grudnia przyjechaliśmy do Bydgoszczy, a 20 grudnia wynajęliśmy mieszkanie. Nawet jak dla mnie, trochę już zaprawionej w bojach, tempo zawrotne. Niespodziewanie, moje 65. urodziny i święta spędziliśmy z moją rodziną. Urządzanie mieszkania, wyposażenie w niezbędne rzeczy, bo właściwie po raz pierwszy nie było nawet jednego kubka i talerza, zajęło trochę czasu. Kiedy wszystko ogarnęłam z pomocą córek, można było wreszcie odpocząć.
Umówiliśmy się w Da Nang pierwszego lutego 2020 roku. Dwoje obcych właściwie ludzi postanowiło przeżyć miłą przygodę. Zrobiło się z tego dziesięć miesięcy podróży, podczas której zwiedziliśmy sześć krajów na różnych kontynentach. Właściwie ten blog powinien się nazywać: "Podróże z koroną". W skrócie wyglądało, to tak:
- Wietnam - 6 tygodni
- Sumatra - 2 tygodnie
- Tajlandia - 6 tygodni
- Niderlandy - 6 tygodni
- Niemcy - 4 dni
- Kreta - 3 miesiące
Najbardziej tęsknię za Lake Toba na Sumatrze, za wspaniałym klimatem, przecudną roślinnością. Za zwierzętami nie tak bardzo. Małpy, warany i żuki wielkości piłki tenisowej, to nie moja bajka. Jest jeszcze jedno miejsce w Indonezji, które pragnę zobaczyć : Ubud. Będzie to możliwe w 2021 roku? Na razie mamy w planach od kwietnia ruszyć po Polsce. Koniecznie Wrocław, i Kraków, na pewno Poznań i Warszawa. Jeśli zdrowie dopisze, to pewnie się uda.
W roku 2020 odeszły bliskie mi osoby. W lipcu moja przyjaciółka Bożena, z którą znałyśmy się od 1960 roku, a która bardzo mi kibicowała i utwierdzała w słuszności podjętej decyzji oraz w grudniu odeszła Bev, którą poznaliśmy w Wietnamie i mieliśmy plany, żeby spotkać się ponownie w Hoi An. Nie umarły na cowid, tylko na raka.
Musimy się uzbroić w cierpliwość. Europa się gotuje, Indonezja zamknięta, Australia nieosiągalna, przynajmniej dla mnie. Nie ma możliwości uzyskania wizy.
Życie w Polsce powoli się normuje, od dziś otwarte muzea i galerie. Będzie, co ma być. Ufam mężczyźnie, który zabrał mnie na pokład swojej łodzi życia, to on jest sterem, żeglarzem i okrętem.
Bierzemy wszystko, co podaruje nam los .Co jest nam pisane? Tego nie wie nikt oprócz piszącego scenariusz naszego życia. Będzie, co ma być....